Pandemia koronawirusa i związany z nią kryzys gospodarczy uderzyły z zaskoczenia. Zamknięcie ludzi w domach, zamrożenie dużej części firm były szokiem. Złe wieści z całego świata o rosnącej liczbie zakażeń i zgonów jeszcze to pogłębiały. Wydawało się, że to koniec świata. Ale dzięki wielkim programom pomocowym dość skutecznie udało się uratować większość firm i miejsc pracy. Stopniowe odmrażanie gospodarki napawało optymizmem. Biznes stawał na nogi i mozolnie odrabiał straty. Konsumenci ruszyli na zakupy. Lato i sezon urlopowy dodatkowo poprawiały nastroje. Wprawdzie gdzieś tam ktoś zapowiadał jesienną drugą falę pandemii, ale kto by się tym przejmował. Przeżyliśmy pierwszą falę, damy radę i z drugą.

Rzeczywistość boleśnie weryfikuje te oczekiwania. Covid-19 uderzył z potężną siłą, w wielu krajach, w tym w Polsce, znacznie większą niż wiosną. Nasza służba zdrowia ledwo dyszy. Rząd ponownie zamyka szkoły i uczelnie. Wprowadza kolejne obostrzenia i lokalne lockdowny. Jego działania sprawiają przy tym wrażenie chaotycznych. Nie tłumaczy ich w jasny sposób, nie wspiera swoich decyzji wynikami badań.

Firmy z branż, którym ponownie z dnia na dzień zakazał prowadzenia działalności, są rozgoryczone. Mówią o złamaniu umowy społecznej. Zainwestowały duże pieniądze w poprawę bezpieczeństwa i warunków sanitarnych. Liczyły, że dzięki temu będą mogły w miarę normalnie funkcjonować. Rząd przekreślił to jedną decyzją. Ale sytuacja w firmach, które nadal działają, też nie wygląda dobrze. Nastąpił masowy powrót do pracy zdalnej. Tymczasem kolejne badania pokazują, że ludzie są już zmęczeni brakiem bezpośrednich kontaktów zawodowych. Nastroje się pogarszają.

Firmy żyją w niepewności, drżą o swoją przyszłość, ludzie martwią się o swoją pracę. Biznes ma żal do rządu, że ten się z nim nie liczy. Że o metodach walki z pandemią rozmawia jedynie z lekarzami i epidemiologami. W efekcie firmy wstrzymują inwestycje, patrzą w krótkim horyzoncie, starają się jedynie przetrwać. Wszystko to sprawia, że pogłębiają się obawy o naszą kondycję psychiczną. A długi okres jesienno-zimowy dopiero się zaczyna. I wcale nie wiadomo, czy na tym się skończy.

Jesteśmy w tym wszystkim trochę jak biegacz, który całkiem nieźle przygotował się do biegu na 5 km, ale niespodziewanie musi przebiec maraton, o czym trener i organizatorzy zawodów wcześniej mu nie powiedzieli.