To nie ja, proszę do kolegi – stara odzywka kelnerów z PRL, którzy oganiali się od klientów chcących zamówić posiłek, przypomina mi się, ilekroć czytam komentarz po posiedzeniu RPP. Bo mantra naszych ekspertów od polityki monetarnej w rosnącej inflacji brzmi niezmiennie: odpowiadają za to wyższe ceny ropy, żywności, prądu, śmieci, a to czynniki poza zasięgiem polityki pieniężnej.

I nawet jeśli sporo w tym prawdy, to nie wyjaśnia, dlaczego węgierski bank centralny w podobnych warunkach jednak dostrzega ryzyko i podnosi stopy w reakcji na ok. 5-proc. inflację, a czeski właśnie zrobił to samo przy inflacji zaledwie 2,9 proc. Nasz ogranicza się do pocieszania, że wprawdzie przez wiele miesięcy inflacja będzie znacznie wyższa od dopuszczalnej, ale potem spadnie sama z siebie. Brzmi to jak teleporada lekarska, że temperatura 39,5 stopnia spadnie sama z siebie, bez łykania leków.

Właśnie ze świata płynie do nas fala drożyzny zbóż, która już przełożyła się na wzrost cen całej gamy produktów – od pieczywa po makarony. Średnia cena kilograma chleba skoczyła z 3,7 zł w lutym do 4,8 zł w maju, a więc o 30 proc. I choć przyczyna tego rzeczywiście w lwiej części jest poza zasięgiem RPP, nie ignorowałbym wpływu podwyżek tych podstawowych, najczęściej kupowanych produktów na postrzeganie ogólnego poziomu cen, a w efekcie na oczekiwania co do jego zmian w przyszłości. Wyższe oczekiwania inflacyjne wpływają z kolei na naciski płacowe, a wyższe płace przedsiębiorcy będą wrzucać w ceny, wzmacniając impuls inflacyjny.

Tegoroczne wakacje też pewnie będą zwiększać oczekiwania inflacyjne. Wobec niepewnej sytuacji pandemicznej w Europie polski Bałtyk i góry przeżyją kolejny najazd turystów, a wraz z nim wzrost cen. W kraju ugruntowuje się przekonanie, że ceny zostały spuszczone z łańcucha, a eksperci najęci przez obywateli do zapewnienia – w myśl ustawy o NBP – stabilnego ich poziomu nie zamierzają z tym nic zrobić. W przeciwieństwie do kursów walut ceny towarów i usług konsumpcyjnych nie są podatne na słowne interwencje bankierów centralnych, więc inflacji nie da się okiełznać zapewnieniami, że sama kiedyś zmaleje. I wmawianiem zaniepokojonym konsumentom, że za to odpowiada ktoś inny.