Najnowsze dane o konsumpcji Polaków przyniosły ze sobą powiew optymizmu. Bo okazało się, że po kwietniowym zamrożeniu wydatków – praktycznie na wszystko z wyjątkiem żywności czy leków – w maju dosyć ochoczo zaczęliśmy nadrabiać zaległości. Co prawda sprzedaż detaliczna była o 7,7 proc. niższa niż rok wcześniej, ale to mniejszy spadek, niż zakładali rynkowi analitycy (zapowiadano 12 proc.). I co symptomatyczne – ruszyła też sprzedaż samochodów, a jeśli Polacy nie boją się tak dużych wydatków jak zakup auta, to może nie są już tak przestraszeni kryzysem gospodarczym jak jeszcze do niedawna się wydawało.

Ale jedna jaskółka nie czyni wiosny – mówi stare przysłowie. I z nadmiernym optymizmem nie można dziś przesadzić, bo wszystko co najgorsze może jeszcze być przed nami. Owszem, tarcze antykryzysowe – czym chwalił się premier w poniedziałek – bardzo pomogły przedsiębiorcom przetrwać najtrudniejszy okres zamknięcia gospodarki. Pomogły firmom podjąć decyzję, by nie zwalniać pracowników, by jakoś ich „przezimować" w okresie, gdy firma nie przynosiła dochodów. Ale co będzie, gdy tarcze się skończą, a firmy otrząsną się z pierwszego szoku? Wówczas zacznie się liczenie strat, a przede wszystkim kalkulowanie perspektyw na przyszłość.

I niestety te kalkulacje, w których trzeba uwzględniać stan zarówno polskiej, jak i światowej gospodarki, mogą przynieść niezbyt ciekawe wizje. Można podejrzewać, że wiele firm będzie musiało się zmierzyć z ograniczonym popytem na swoje produkty oraz usługi, i to nie przez dwa czy trzy miesiące pandemii, ale przez kilka kwartałów. Może się też okazać, że wiele firm bezpowrotnie utraciło źródła przychodów, a to oznacza, że będzie musiało dostosować się także po stronie kosztów. Mówiąc wprost – dokonać cięć w inwestycjach, odrzucić wszystkie mniej priorytetowe wydatki, a także zredukować koszty pracy, a nawet pozwalniać pracowników.

Jeśli niestety tak się zdarzy, to w kolejnych miesiącach na rynku pojawić się mogą setki tysięcy osób pozbawionych pracy. To dramat dla społeczeństwa i dla państwa. Nikomu tego nie życzę. Jednak premier powinien brać pod uwagę także czarne scenariusze, zanim odtrąbi sukces i stwierdzi, że Polska radzi sobie z kryzysem najlepiej na świecie.