Rynek finansowy, krajowi i zagraniczni inwestorzy od miesięcy bali się tego dnia, czego wyrazem były taniejące akcje banków, czy przekraczający 4 zł kurs franka. Strachy jednak na lachy, czwartkowy wyrok TSUE nie oznacza systemowej rewolucji. Nie nakazuje automatycznego przewalutowania frankowych kredytów, co mogłoby kosztować niektóre banki utratę kilkuletniego zysku.
Czytaj także: Niepewne jak w banku - Wojciech Tumidalski o sprawie frankowiczów
Frankowicze mogą być zadowoleni. Mają otwartą drogę i pomoc ze strony TSUE, aby przed polskim sądem domagać się sprawiedliwości. Sprawiedliwości polegającej na wymazaniu z umów nieuczciwych klauzul przeliczeniowych – co w praktyce będzie skutkować albo przewalutowaniem kredytu na złote po kursie z dnia jego zaciągnięcia, z zachowaniem korzystnego, frankowego oprocentowania, albo całkowitym unieważnieniem umowy i otrzymaniem przez frankowiczów w zasadzie darmowego kredytu. W tej sprawie nie będzie jednak automatu. Kredytobiorca będzie musiał podjąć wysiłek, przygotować się na sądową, zapewne kilkuletnią, kosztowną batalię i pamiętać, że wyrok TSUE to tylko „wytyczna".
Ponadto każda umowa kredytowa jest inna. Podobnie jak sędzia prowadzący rozprawę. Sądy zapewne zostaną zarzucone tego typu sprawami, ku uciesze adwokatów. Obecnie przed sądami toczą się sprawy zaledwie 2 proc. kredytobiorców frankowych. O ile ta liczba wzrośnie? To jedna, wielka niewiadoma.
Czytaj także: Dąbrowska: Po co komu takie państwo