Jest styczeń 1347 r. Nowy, przerażający wirus uderza w portowe miasta na Sycylii, w Marsylię, Wenecję i Genuę. W drugiej połowie roku rozprzestrzenia się na całą Francję, Włochy, Hiszpanię, by w kolejnym roku dziesiątkować Anglię, Niemcy, Niderlandy. Za sprawą dżumy ginie połowa z 75 mln mieszkańców Starego Kontynentu, najwięcej w dynamicznie rozwijających się wówczas miastach. Gospodarka obraca się w ruinę, wybuchają niepokoje społeczne.

Ale jest wyjątek – państwo Kazimierza Wielkiego, dopiero krzepnące po rozbiciu dzielnicowym, wciśnięte między potężnych sąsiadów. Zielona wyspa na morzu zarazy, która jakimś cudem je oszczędza. Awansujemy w hierarchii krajów pod względem zamożności, po części dlatego, że inni się cofają. Przy okazji słabnie napór osadniczy Niemców. Nie ma komu się osiedlać. Tak tworzą się podwaliny regionalnej potęgi, która wkrótce połączy siły z Litwą.

Wróćmy do współczesności i koronawirusa. Kiedy minister rozwoju powiedziała kilka dni temu, że Polska może skorzystać na kryzysie wywołanym epidemią, spłynęła na nią fala hejtu. Jadwiga Emilewicz słusznie argumentuje, że nasza gospodarka jest oparta na małych i średnich firmach, które nie lokowały produkcji w Chinach. Poza tym firmy zagraniczne poszukują na szybko nowych dostawców, którzy zastąpiliby chińskich, myślą też o dywersyfikacji w dłuższym terminie.

Sprawa nie jest prosta, bo wirus nałożył się na już trwające spowolnienie. Dlatego właśnie trzeba zmienić politykę gospodarczą. Skończyć z rozdawnictwem i nakręcaniem konsumpcji kosztem zbyt już obciążonego biznesu. Jeśli ludzie będą się bać o przyszłość, to i tak nie wydadzą tych pieniędzy. Teraz musimy postawić na przedsiębiorców oraz ich firmy i umożliwić im przetrwanie trudnego czasu, by mogli szybko wrócić do ekspansji i wykorzystać osłabienie zagranicznej konkurencji. Wszystko w myśl powiedzenia: co nas nie zabije, to nas wzmocni.

Ale czy ktoś myśli o wsparciu dla krajowych firm? Nie. A mamy dobre rozwiązania, jak np. elastyczny czas pracy, który wykorzystano podczas kryzysu w latach 2009–2010. Muszą to być rozwiązania kompleksowe, a nie doraźna pomoc finansowa, po którą wkrótce zaczną się zgłaszać firmy najpierw najbardziej dotknięte koronawirusem, jak handlujące z Chinami czy przewoźnicy. Ciekawe, czy znów zgłosi się po nią nasz lotniczy recydywista, który jeszcze niedawno wyrwał się spod topora, by zaraz potem snuć plany podboju światowego nieba? Kryzys zawsze jest szansą, ale nie każdy umie ją wykorzystać tak, jak Kazimierz Wielki.