Lasek komentował doniesienia o pracujących od kilku dni w Mińsku Mazowieckim amerykańskich naukowcach z National Institute For Aviation Research z uniwersytetu stanowego w Kansas. Zajmują się oni stworzeniem wirtualnego trójwymiarowego modelu Tupolewa Tu-154M. Efekty pracy mają być przekazane podkomisji zajmującej się katastrofą w Smoleńsku. Praca naukowców ma umożliwić pełną rekonstrukcję procesu rozpadu samolotu.

Zdaniem Laska wyniki wirtualnej rekonstrukcji przyniosą różne wyniki, w zależności od tego, jak zostaną ustawione parametry. - Jeżeli podkomisja by chciała zderzyć ten wirtualny model tak, jak ten samolot zderzył się z ziemią, co jest zapisane w rejestratorach, prawdopodobnie wyniki będą podobne. Ale z tego, co mówią członkowie podkomisji, ten samolot leciał przecież dużo wyżej, w związku z czym nie mógł się zderzyć z ziemią. Jeżeli tam będą chcieli wstawiać różne materiały wybuchowe, dostaną oczywiście inne wyniki - powiedział były szef PKBWL.

Komentując opinię Franka Taylora, współpracownika podkomisji, który powiedział, że "nie ma wątpliwości, że eksplozje miały miejsce", Lasek odrzekł, że brytyjski ekspert "nie był na miejscu wypadku, podobnie jak pozostali członkowie komisji".

- Nie ma żadnych badań, które by wskazywały na to, że na samolocie są fragmenty materiałów wybuchowych, czy produktów przemiany materiałów wybuchowych po eksplozji. Wręcz przeciwnie, eksperci Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji, którzy pracowali na zamówienie prokuratury wojskowej, spędzili 8,5 tys. godzin na badaniu ponad 700 próbek. We wnioskach wykluczyli, aby na pokładzie tupolewa mogło dojść do jakiegokolwiek wybuchu - stwierdził Lasek.