Demonstracje rozpoczęły się po tym jak hiszpański Sąd Najwyższy skazał na wieloletnie więzienie były członków rządu Puigdemonta, którzy byli oskarżeni o bunt przeciw władzy w związku ze zorganizowaniem uznanego przez Madryt za nielegalne referendum ws. niepodległości Katalonii w 2017 roku. Puigdemont uniknął procesu, ponieważ od 2017 roku przebywa w Belgii.
"Dwa lata po rozpoczęciu kampanii represji, przeciwko katalońskiemu ruchowi proniepodległościowemu, których celem była jego dekapitacja, jak mówił ówczesny wicepremier hiszpańskiego rządu, skala mobilizacji, protestów i aktów nieposłuszeństwa obywatelskiego w Barcelonie i innych miastach (Katalonii) jest przytłaczająca" - pisze Puigdemont.
"Nie, kataloński ruch niepodległościowy nie był tylko słomianym zapałem. Nie został zmiażdżony, jak twierdził rząd. Ruch ten zawsze istniał i będzie istniał, dopóki polityczny konflikt nie zostanie rozwiązany" - przekonuje były premier Katalonii.
Puigdemont pisze następnie o wyroku hiszpańskiego Sądu Najwyższego, który - według niego - jest wyrokiem nie tylko przeciwko członkom jego byłego rządu, ale również przeciwko "2,3 mln Katalończyków, którzy sprawili, że referendum ws. niepodległości z 1 października 2017 roku było możliwe".
"Wyroki wywołały reakcje, której nie zrozumie nikt, kto wciąż wierzy, że referendum było 'przestępstwem', które należy karać bardziej surowym wyrokiem niż zabójstwo. Z pewnością żadne społeczeństwo nie zbuntowałoby się przeciwko sprawiedliwemu wyrokowi, ani nie stanęłoby solidarnie za osobami odpowiedzialnymi za tak poważne przestępstwo. Powodem, dla którego doszło do takiego powstania i fali solidarności jest fakt, że wyrok nie jest ani sprawiedliwy, ani skazani nie są winni przestępstwa" - przekonuje były premnier Katalonii.
Zdaniem Puigdemonta kryzys w Katalonii ma wymiar międzynarodowy i wpływa na Europę, która "dotychczas pozostawała cicho w kwestii naruszenia praw człowieka popełnianych przez kraj członkowski UE (Hiszpanię - red.)".
"Europejscy demokraci powinni czuć moralną powinność, by włączyć się w tę sprawę ponieważ po raz pierwszy w historii, członkowie legalnie wybranego rządu i parlamentu są więzieni z powodu podejmowanych przez siebie decyzji politycznych" - pisze były premier Katalonii dodając, że godzi to w "fundamentalne europejskie wartości".
"Tego kryzysu nie da się zamieść pod dywan" - przekonuje Puigdemont. "Jego rozwiązanie będzie miało wpływ na demokrację w Europie" - dodaje.
Następnie Puigdemont oskarża hiszpański system polityczny o to, że dla hiszpańskich polityków "rozwiązanie problemu oznacza wyeliminowanie go - czy przez uwięzienie przywódców, czy grożenie prześladowaniami burmistrzom, członkom parlamentu i liderom ruchu społecznego, albo nawet zastraszanie wyborców".
"Idea osiągania kompromisów, uznawania punktu widzenia drugiej strony i czynienie koncesji na jej rzecz, jest całkowicie obca hiszpańskiej kulturze politycznej, na co wpływ ma prawdopodobnie rozmiar imperium kolonialnego, które rozciągało się na cały świat dzięki przemocy i eksterminacji" - pisze Puigdemont. "Kompromis jest postrzegany jako synonim dla tchórzostwa. Imperia nie czynią koncesji, one narzucają warunki" - dodaje.
Puigdemont zwraca przy tym uwagę, że Hiszpania jest "jedynym dużym państwem Europy, w którym w czasach współczesnych nigdy nie było rządu koalicyjnego". "Kraj nie jest w stanie budować sojuszów, by zapewnić polityczną i ekonomiczną stabilność w czasach wielkiej niepewności, szczególnie w Europie" - dodaje.
Dlatego - zdaniem Puigdemonta - władze Hiszpanii nie podejmują negocjacji z Katalończykami.
"Podkładają dynamit pod filary mostów, którymi przebiegają ścieżki demokracji, mostów dialogu" - dodaje były premier Katalonii.
Następnie Puigdemont wzywa premiera Hiszpanii Perdo Sancheza, by ten "wyciągnął głowę z piasku i zmierzył się z rzeczywistością, nawet jeśli jej nie lubi". I ostrzega, że lekarstwo polegające na więzieniu przywódców katalońskich jest "gorsze niż choroba", w którą działania te są wymierzone.
"Wzywam premiera Sancheza, by usiadł do rozmów" - podsumowuje Puigdemont.