– Tamten proces był haniebny. Trzeba to w końcu pokazać i ostatecznie zamknąć tamto postępowanie – mówi Józef Zych, były marszałek Sejmu i honorowy prezes PSL. W ten sposób komentuje kasację, którą złoży we wtorek rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Wystąpi do Sądu Najwyższego z wnioskiem o ponowne zbadanie sprawy procesu brzeskiego.
Wyroki w tym procesie, będącym jedną z najciemniejszych kart sanacyjnej Polski, zapadły w styczniu 1932 roku i wynosiły od półtora roku do trzech lat więzienia. Sąd orzekł je wobec dziesięciu polityków Centrolewu, sprzeciwiających się polityce Józefa Piłsudskiego, m.in. Władysława Kiernika, Norberta Barlickiego, Hermana Liebermana, a przede wszystkim byłego trzykrotnego premiera Wincentego Witosa, uchodzącego dziś za ikonę ruchu ludowego.
Uznano ich winnymi tego, że „w 1930 roku w Warszawie i innych miejscowościach Polski wzięli udział w spisku z wiedzą o tym, że spisek ten dążył do usunięcia przemocą członków rządu, sprawującego w tym czasie władzę w Polsce, i zastąpienia ich przez inne osoby, wszakże bez zmiany zasadniczego ustroju państwowego".
W efekcie pięciu skazanych, w tym Witos, wyemigrowało, a pięciu odbyło kary w słynącej z okrutnych warunków twierdzy brzeskiej. W 1939 roku skazanych objęła amnestia, ale wyroki wciąż są ważne.
To ma się zmienić. Rzecznik praw obywatelskich tłumaczy, że zgodnie z argumentacją zawartą w jego kasacji przedwojenni politycy zostali skazani bez podstawy prawnej. – Główny zarzut polega na tym, że pojęcie spisku, użyte do skazania działaczy Centrolewu, nie miało zastosowania w świetle obowiązującego wówczas kodeksu karnego. Definiował on charakter spisku jako tajny. W tym przypadku nie miało to miejsca. Porozumienie działaczy Centrolewu pozostało w ukryciu, tylko z powodu trudności w dostępie do opinii publicznej, spowodowanych przez władze sanacyjne – mówi Adam Bodnar.