Działający w sieci sklepów Biedronka związek zawodowy NSZZ „Solidarność" postawił kilka dni temu zarzut, że firma zmusza pracowników do przekładania urlopów z lata na jesień. Powodem przekładania urlopów miały być braki kadrowe w sklepach. Szef związku w Biedronce, Piotr Adamczyk opowiadał „Gazecie Pomorskiej", że pracownice Biedronek „płaczą po kątach" z powodu przymusowych zmian w planach urlopowych. Brak jest jednak informacji o tym, w których konkretnych sklepach (czy choćby regionach) miałoby do takich praktyk dochodzić.

Zapytaliśmy biuro prasowe Jeronimo Martins Polska o to, czy takie przypadki mogłyby mieć miejsce. Otrzymaliśmy odpowiedź, że plany urlopowe są zawsze ustalane z pracownikami na początku roku i są podstawą udzielania dni wolnych. Finalnie, plan urlopu konkretnego pracownika musi być przez niego zatwierdzony (aczkolwiek tu trudno sobie wyobrazić, by ktoś się nie zgodził). Plany te uwzględniają jednak nie tylko potrzeby pracowników, ale także firmy, co ma sens, bo mogłoby dochodzić do sytuacji sklepów zamykanych z powodu urlopów jego pracowników. Biedronka podkreśla, że plany te ustala we współpracy z pracownikami.

Nie znaczy to jednak, że do zmian w planach urlopów nie dochodzi. Biedronka jednak ostro zaprzecza, by robiła to systemowo, jak zarzucają związkowcy.

- Z całą stanowczością stwierdzamy, że nie ma obecnie żadnego zjawiska przekładania zaplanowanych urlopów na późniejsze terminy. Jak w każdej firmie zdarza się, że ustalone plany podlegają zmianom, zarówno z przyczyn po stronie pracownika, jak i pracodawcy (np. zmiana terminu remontu sklepu). Zmiany te mają jednak charakter jednostkowy i zawsze wspólnie z pracownikami szukamy rozwiązania akceptowalnego dla całego zespołu – twierdzi Jeronimo Martins Polska.