Minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński: Nie możemy liczyć tylko na Unię

Pomoc z Unii bardzo sobie cenimy, ale nie chcemy, aby rozwój Polski opierał się wyłącznie na środkach z UE. Powinniśmy mocniej stanąć na własnych nogach – mówi minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński .

Publikacja: 24.10.2018 21:00

Minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński: Nie możemy liczyć tylko na Unię

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Nasza gospodarka jest rozpędzona, mamy wysoki wzrost gospodarczy i bardzo niskie bezrobocie. Gonimy teraz lepiej rozwinięte kraje UE?

Wzrost, który mamy, jest dwukrotnie większy niż średnia w UE, co pozwala nam na trwałą konwergencję. Nasza gospodarka wykorzystuje swój potencjał zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Zewnętrznie dlatego, że mamy dobrą koniunkturę światową, szczególnie w UE. Gospodarki wszystkich krajów członkowskich w mniejszym lub większym stopniu rosną. Utrzymuje się też koniunktura wśród wszystkich naszych najbliższych partnerów.

Nie ma żadnych powodów do niepokoju?

Oczywiście są zagrożenia w krajach UE. Mam na myśli np. Włochy czy Wielką Brytanię ze względu na brexit. Problemy gospodarcze ma też nadal w Grecja, choć powoli wychodzi z dołka.

A nam brakuje rąk do pracy?

To faktycznie stało się naszym problemem, ale jest to wynikiem naszego sukcesu gospodarczego. Brak rąk do pracy wziął się z tego, że nasze firmy rozwijają się obecnie tak szybko, mają tak liczne zamówienia, że potrzebują zwiększać produkcję i zatrudniać nowych pracowników. Aktualnie mamy rynek pracownika, a nie pracodawcy. Efektem jest też znaczący wzrost wynagrodzeń, 3–4 razy większy niż w poprzednich latach. W tej sytuacji musimy jak najlepiej wykorzystać zasoby pracy, które mamy. Nie jest bowiem prawdą, że nie mamy żadnych rezerw.

Podczas śniadania „Rzeczpospolitej” z przedsiębiorcami na tegorocznym Forum Ekonomicznym w Krynicy powiedział pan, że przeceniamy wpływ programu 500+ na popyt wewnętrzny?

Ten program na pewno przyczynia się do zwiększenia popytu konsumpcyjnego. 500+ to ponad 20 mld zł rocznie. Część z tych wydatków jest przeznaczana na inwestycje, część na konsumpcję. Razem stanowi to nieco powyżej 1 proc. w odniesieniu do PKB. Wzrost popytu konsumpcyjnego jest między 6–8 proc. Wyraźnie widać, że tak duży wzrost konsumpcji nie może wynikać wyłącznie z tego programu.

Więc z czego?

Popyt konsumpcyjny jest wywołany innymi czynnikami np. tym, że nasze społeczeństwo bardzo dobrze ocenia swoją sytuację ekonomiczną. Rodziny oceniają swą sytuację finansową najlepiej od czasu transformacji. Równie dobrze oceniają perspektywy na przyszłe lata. Stąd nie boją się ponosić wydatków. Dobrze też oceniają sposób zarządzania państwem oraz rząd. To wpływa na optymizm i przekłada się na konsumpcję.

Kiedyś zazdrościliśmy Słowenii wysokiej relacji poziomu życia w stosunku do UE. To mały, dwumilionowy kraj. Jego problem w ostatnich latach wynikał z tego, że Słoweńcy mieli małe zaufanie do rządu i obawiali się przyszłości. Dopiero kiedy uznali, że sprawy w kraju idą w dobrym kierunku i zaufali władzom, przełożyło się to znacząco na większą konsumpcję i wzrost gospodarczy. Słoweńcy jeszcze parę lat temu przechodzili silną dywergencję, tzn. nie zbliżali się do średniej UE, mierzonej w PKB na mieszkańca. Teraz to nadrabiają, ale nie dzięki inwestycjom, tylko głównie dzięki konsumpcji.

U nas piętą achillesową są też inwestycje prywatne sektora przedsiębiorstw?

Rzeczywiście, nadal czekamy na bardziej znaczący wzrost inwestycji prywatnych. Nie jest jednak tak, że ich w ogóle nie ma. Są, ale ich poziom nie jest jeszcze satysfakcjonujący i jest dosyć nierównomierny. Inwestycje w sektorze prywatnym widzimy w infrastrukturze, np. branży budowlano-montażowej i branżach pochodnych, jak stalowa. Zależy nam na tym, aby inwestycje ruszyły w wielu sektorach gospodarki.

W dobie dużej niepewności politycznej na świecie problemy z inwestycjami w sektorze prywatnym nie są chyba jednak tylko problemem naszego kraju?

Z tym problemem boryka się zarówno nasz region, jak i cała UE, a nawet cały świat. Biznes po ostatnim kryzysie stał się znacznie bardziej ostrożny względem inwestycji. Stara się odpowiadać na zwiększony popyt na produkty i usługi działaniami, które są dla niego bardziej bezpieczne. W naszym regionie bardzo wiele firm, mając większe zamówienia, znacznie lepiej wykorzystywało głównie zasoby pracy. Można je uruchomić relatywnie szybciej. Były też tańsze niż inwestycje i znacznie mniej ryzykowne. Inwestycje mają charakter wieloletni, a więc zawsze są obarczone większym ryzykiem. Zazwyczaj inwestycje nie są też finansowane tylko z kapitału własnego, ale i z zewnętrznego. Dla firm z naszego regionu łatwiej było zatrudnić pracownika, aniżeli zainwestować w nowe maszyny i technologie. W okresach niepewności firmy starają się maksymalnie wykorzystać potencjał produkcyjny, który mają, aniżeli ryzykować i inwestować. Mam nadzieję, że nasze inwestycje infrastrukturalne i wiele programów, w których staramy się stworzyć warunki do rozwoju naszej gospodarki, przełożą się również na inwestycje w sektorze prywatnym.

O jakie programy konkretnie chodzi?

Choćby o Mieszkanie+. Chcemy znacząco zwiększyć podaż mieszkań, szczególnie na najem dla osób mniej zamożnych. Ogłosiliśmy program „Czyste powietrze”, który będzie miał wpływ na prowadzenie inwestycji równomiernie, w całym kraju. To szansa na ocieplenie wielu mieszkań i domów, wymianę okien, instalacji. To będzie miało przełożenie na zwiększone inwestycje w sektorze produkcyjnym. Czy program „Dostępność+” adresowany do osób z niepełnosprawnościami i osób starczych. Zależy nam, aby przy tego typu programach obecne były polskie firmy i wykorzystały tę możliwość do własnego rozwoju. Staramy się też zwracać uwagę na rozwój specjalnych branż, np. bardzo silnie rośnie branża motoryzacyjna. Staliśmy się drugim największym w Europie dostarczycielem podzespołów i części dla sektora motoryzacyjnego.

A elektromobilność?

Właśnie. Wyłania się zupełnie nowy segment związany z samochodami elektrycznymi czy napędzanymi paliwami alternatywnymi. Jest szansa na to, żeby polski biznes znalazł tu swoje miejsce. Bardzo trudno znaleźć niszę na rynku motoryzacyjnym, gdzie samochody są napędzane benzyną lub olejem napędowym. Te nowe samochody mają zupełnie inną konstrukcję. Pojazd benzynowy wymaga ok. 6 tys. części. Pojazd elektryczny dziesięć razy mniej. To pokazuje, że zupełnie inaczej od strony technologicznej wygląda przygotowanie i produkcja samochodu elektrycznego. Ze względu na to, że mieliśmy bardzo przestarzały tabor w transporcie miejskim, teraz go wymieniamy. Korzystamy przy tej okazji z funduszy unijnych. W podobny sposób chcemy wykorzystać szansę w innych obszarach gospodarki.

Jakich?

Modernizujemy linie kolejowe, wymieniamy tabor kolejowy. Program Luxtorpeda to kolejna szansa. Będziemy też realizowali potężny projekt budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK).

Co do tego lotniska to zdania są akurat mocno podzielone?

Znacznie większe zainteresowanie tym projektem i bardzo pozytywne reakcje otrzymuję za granicą. Niektórzy rozmówcy trochę z zazdrością patrzą na to, że realizujemy taki projekt.

Niemcy też są zadowoleni?

Im jest niezręcznie z nami rozmawiać, bo ich najważniejsze przedsięwzięcie to integracja portów lotniczych w Berlinie, a projekt w Berlinie ma potężne opóźnienia. Z CPK wykorzystamy szansę, którą Polska ma w tej części Europy. Jesteśmy tu największym krajem i szybko rosnącym rynkiem. Średnio po kilkanaście procent w każdym roku. Bylibyśmy nierozsądni, gdybyśmy z tej rozwojowej szansy nie skorzystali. Stopień wykorzystania transportu lotniczego przez mieszkańców Polski i regionu jest kilkukrotnie niższy niż w zachodniej części Europy. Potrzebujemy centralnego portu komunikacyjnego, który byłby nie tylko portem lotniczym, ale i intermodalnym. W nim ruch towarowy i pasażerski mógłby być najlepiej skoordynowany. Chodzi np. o połączenie centralnej Polski ze wszystkimi częściami kraju.

Niwelujemy zapóźnienia z zaborów?

Każdy zaborca budował własną sieć transportową, one były rozdzielne. Co ciekawe, w przypadku kolei 150 lat temu funkcjonowała ona lepiej niż teraz. Przykładem były połączenia w zaborze austriackim. Łatwiej było dotrzeć z Polski do Wiednia czy Budapesztu niż teraz. Rola CPK jako hubu komunikacyjnego dla całego regionu będzie kluczowa. Jeżeli powstanie Gdyni w okresie międzywojennym było z punktu widzenia transportowego kluczową inwestycją, to CPK będzie taką inwestycją dla Polski w najbliższych latach.

Z końcem czerwca saldo rozliczeń Polski z UE wyniosło 100 mld euro na plusie, ale nikt z rządu się specjalnie o tym nie zająknął?

Nieprawda. Mówiłem na ten temat, kiedy przepływy z UE przekroczyły 150 mld euro brutto i 100 mld euro netto. Udział w politykach unijnych jest ważnym wymiarem naszej europejskości. To pokazuje, że z obecności w UE potrafimy skorzystać. Polska wcale nie jest jednak wyjątkiem. Patrząc nominalnie na największe przepływy, krajem, który najwięcej skorzystał z obecności w UE jest Hiszpania.

A w przeliczeniu na jednego mieszkańca zapewne jakieś mniejsze państwo?

To prawda, w ujęciu per capita zazwyczaj najwięcej korzystają kraje niewielkie, które są w tej chwili najbogatsze, jak Luksemburg czy Irlandia. To samo dotyczy państw naszego regionu. W przeliczeniu na jednego mieszkańca to kraje bałtyckie są największymi beneficjentami. Pomoc z UE bardzo sobie cenimy, ale nie chcemy, aby rozwój Polski opierał się wyłącznie na tym, co możemy pozyskać z UE. Powinniśmy mocniej stanąć na własnych nogach, a nie liczyć tylko na to, co otrzymujemy z Unii.

Założenie w UE jest takie, żeby kraje, które – wchodząc do UE – są znacznie biedniejsze, dzięki wspólnemu rynkowi i wspólnym działaniom miały szansę się rozwinąć. Tak było w przypadku Hiszpanii, Portugalii, Irlandii. Znacznie gorzej wykorzystała swe członkostwo Grecja. Jako Polska powinniśmy wykorzystywać to, co nam daje UE, ale też stawiać na wykorzystanie własnego potencjału.

Jak wchodziliśmy do UE, udział funduszy unijnych w inwestycjach publicznych był bardzo wysoki, na poziomie 70–80 proc., a teraz?

W poprzedniej perspektywie finansowej dla większości krajów naszego regionu był to poziom 60 proc. W tej chwili w Polsce to ok. 30 proc. a jeszcze parę lat temu było to ponad 50 proc. To pokazuje, że jesteśmy w stanie mobilizować pieniądze z innych źródeł, nie tylko te, które trafiają do nas z UE w formie dotacji. To nie jest powszechny trend. Kraje naszego regionu nadal silnie opierają swe inwestycje publiczne na funduszach unijnych. Mają je na poziomie 50–60 proc. Zaś kraje, które mają problemy gospodarcze jak Grecja, finansują inwestycje publiczne praktycznie w 100 proc. z funduszy UE. Tam mają regułę, która pozwala nawet na to, że do przedsięwzięć finansowanych ze środków unijnych nie trzeba dodawać wkładu własnego.

To pokazuje, że prowadzimy odpowiedzialną politykę rozwojową kraju. Przekłada się ona na dobre wskaźniki makroekonomiczne. W naszej polityce gospodarczej staramy się, aby profity płynące z rozwoju, trafiały do wszystkich Polaków. Nawiązuję tu do tego, co robimy w sferze przychodowej dla naszego budżetu. Nie pozwalamy na to, aby pieniądze gdzieś uciekały. A tak działo się w przypadku przychodów z VAT czy CIT. Pieniądze, które wpływają do budżetu, potrafimy przekazać na programy społeczne, z których w dłuższym okresie gospodarka korzysta. W poprzedniej perspektywie finansowej w ramach polityki spójności dostaliśmy 284,7 mld zł, a z systemu VAT wyciekło 262 mld zł. Nie możemy na to pozwalać, bo to ogranicza nasze możliwości rozwojowe.

Rząd chce też rozruszać partnerstwo publiczno-prywatne?

Zależy nam też na rozwoju partnerstwa publiczno-prywatnego. Pozwoli to na wykorzystanie potencjału sektora prywatnego pod względem finansów, bo w tego typu projektach zazwyczaj montaż finansowy jest realizowany przez podmiot prywatny, więc w mniejszym stopniu angażujemy środki publiczne. Poza tym wykorzystujemy potencjał organizacyjny sektora prywatnego. Musimy zapewnić pełną transparentność tego procesu. Zamierzamy doprowadzić do tego, aby 5 proc. inwestycji publicznych w Polsce było realizowanych w tym trybie. Chcemy, żeby to podejście było obecne w sektorze publicznym i samorządowym. Do tej pory samorządy dominowały, ale liczba znaczących projektów ppp była niewielka. Chcemy tę formułę realizacji inwestycji znacząco rozwinąć.

A jaka jest nasza pozycja negocjacyjna przed rozdaniem nowych pieniędzy unijnych?

Już parę lat temu było wiadomo, że obecna perspektywa finansowa będzie dla nas rekordowa. Kiedy negocjowana była poprzednia perspektywa, byliśmy krajem zdecydowanie biedniejszym. Poza tym UE nie miała wtedy takich wyzwań jak teraz, wymagających dodatkowego finansowania. Polska lepiej się rozwija. Nasze województwa mają się coraz lepiej, a środki unijne są właśnie dzielone w oparciu o to, jak rozwinięte są nasze regiony.

Akurat województwa wciąż pan gani za zbyt powolną realizację programów regionalnych, choć prawdą jest, że żarty się kończą, gdyż w br. wszystkie regiony obowiązuje już zasada n+3?

Ta zasada obowiązywała już w zeszłym roku, choć nie wszystkich. Wtedy mniejsze zagrożenie mieliśmy dla województwa dolnośląskiego, większe dla województwa kujawsko-pomorskiego, ale w dużym stopniu udało nam się uniknąć problemów. Z Komisją Europejską wynegocjowaliśmy lepsze zasady rozliczania funduszy. Pewne ulgi uzyskaliśmy dzięki nowym zasadom wprowadzanym w UE w regulacji, którą nazywamy omnibusem. One pozwoliły na znacznie łatwiejsze rozliczenie zasady n+3 w 2017 r. Gilotyna w postaci zasady n+3 w br. jest jednak znacznie bardziej niebezpieczna. Biorąc pod uwagę stan na koniec września, mamy niewydanych ponad 100 mln euro, a na koniec sierpnia było to ponad 400 mln euro. To prawie 0,5 mld zł, które mogą bezpowrotnie stracić regiony i Polska. Do tego jeśli weźmiemy też pod uwagę środki z tzw. rezerwy wykonania to w sumie mamy problem z ok. 700 mln euro. Martwię się więc także o 590 mln euro z rezerwy wykonania.

Tych akurat nie stracimy…

Ale trzeba będzie je przesunąć. Do innych regionów, które sobie dobrze radzą, albo na poziom krajowy. To mi się nie podoba, bo są to pieniądze przeznaczone dla konkretnych regionów i tam powinny pracować. Niestety, województwa, które mają problemy z wykorzystaniem funduszy unijnych mają jednocześnie największe wyzwania rozwojowe. Regionem, który najgorzej konwergował, czyli zbliżał się do średniej unijnej, było województwo świętokrzyskie, które zbliżyło się tylko o 3 pkt proc. Regiony, które mają największe problemy z rozwojem, gdzie jest najniższa innowacyjność albo których pozycja gospodarcza spada jak np. Śląska, powinny wykorzystać fundusze europejskie szczególnie dobrze.

Województwa, które nazywamy maruderami, najsłabiej wykorzystują szansę związaną z funduszami unijnymi. Mówię o województwach takich jak: podlaskie, warmińsko-mazurskie, kujawsko-pomorskie, lubelskie czy świętokrzyskie. Są to głównie regiony Polski wschodniej, które mają problemy rozwojowe. Nadal są też jednymi z najbiedniejszych regionów w UE.

Wyjątkiem jest Podkarpacie, które jeszcze 3–4 lata temu też miało problemy z funduszami europejskimi. Wprawdzie nie było w najgorszej grupie, ale plasowało się na samym dole średniaków. Teraz jest na 2. miejscu, po województwie opolskim, pod względem stopnia realizacji projektów i wydatków. Inwestowanie pieniędzy z UE zależy od sprawności administracyjnej. Od ludzi, którzy zarządzają.

Niestety tegoroczna zasada n+3 zbiega się niemal z wyborami samorządowymi. Nie boi się pan, że część nowych władz województw będzie się w końcówce roku borykać z tą zasadą?

Zasada n+3 jest najniebezpieczniejsza. Mówimy o tym od dawna. Rząd stworzył specjalny zespół, który zajmuje się funduszami europejskimi. W jego prace włączyliśmy wszystkich marszałków. To najważniejszy organ, który zajmuje się koordynacją działań mających na celu wykorzystanie funduszy europejskich. Marszałków włączamy też w procesy rozwojowe. Uczestniczą z nami w pracach komitetu ds. umowy partnerstwa. Mamy też osobne spotkania z marszałkami. Współpracujemy na bieżąco. System zarządzania państwem i sposób prowadzenia polityki rozwoju opiera się na współpracy rządu i samorządów województw. Nie mogę pozwolić na to, aby pieniądze unijne przepadły. Jednym z moich najważniejszych zadań jest to, aby Polska rozwijała się w sposób zrównoważony.

Cieszę się z tego, że w niektórych regionach dzieje się bardzo dobrze, ale też martwię się tym, że w niektórych nie są wykorzystywane potencjały i fundusze unijne. Media centralne mniej się tymi procesami interesują. Może trochę teraz przy okazji wyborów samorządowych. Mnie zależy, aby pieniądze z UE zostały w Polsce, a środki dla regionów w regionach.

A jak marszałkowie przyjęli program „Mosty dla regionów”?

Ten program przygotowaliśmy nie tyle dla marszałków, co dla Polski lokalnej, najmniejszych samorządów. Wiele przedsięwzięć mostowych nie było realizowanych, bo to inwestycje znacząco przekraczające możliwości lokalnych samorządów. Wiążą się one z olbrzymią barierą już przy przygotowaniu koncepcji. Samorząd nie będzie ryzykował wydania dużych pieniędzy na prace projektowe, gdy nie ma pewności, że przedsięwzięcie będzie zrealizowane.

W naszym programie promujemy współpracę. Zakładam, że w większości przypadków nie będzie to projekt jednego samorządu. Będzie współpraca samorządów gminnych z powiatowymi, nawet z wojewódzkim. Drogi, gdzie te przedsięwzięcia będą realizowane, mogą być gminne, powiatowe, jak i wojewódzkie. Przykładem może być projekt mostu na Sanie w Jarosławiu. Tam inwestycja jest zlokalizowana na drodze wojewódzkiej. Projekt będzie składał samorząd wojewódzki, ale we współpracy z samorządem powiatowym i gminnym. To są inwestycje przeciętnie na kilkadziesiąt milionów złotych. Żaden z samorządów nie jest w stanie sam takiego przedsięwzięcia zrealizować.

Wypełniamy lukę w tego typu inwestycjach, która istniała w ostatnich kilkudziesięciu latach. Przygotowując program, nie czekaliśmy na to, co nam samorządy zgłoszą. Sami przeprowadziliśmy analizę pod kątem, gdzie przeprawy są najbardziej potrzebne. W Polsce mamy ok. 35 tys. różnego rodzaju przepraw mostowych. O te najważniejsze przeprawy na drogach krajowych i międzynarodowych staraliśmy się zadbać jako państwo. Trochę zapomnieliśmy o przeprawach, które powinny połączyć Polskę lokalną. Po analizie wskazaliśmy na 21 najbardziej potrzebnych miejsc. Oczywiście program mostowy jest otwarty dla wszystkich projektów. Chcemy, żeby służył ludziom, łączył społeczeństwo i pozwalał na rozwój lokalnych gospodarek.

Nasza gospodarka jest rozpędzona, mamy wysoki wzrost gospodarczy i bardzo niskie bezrobocie. Gonimy teraz lepiej rozwinięte kraje UE?

Wzrost, który mamy, jest dwukrotnie większy niż średnia w UE, co pozwala nam na trwałą konwergencję. Nasza gospodarka wykorzystuje swój potencjał zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Zewnętrznie dlatego, że mamy dobrą koniunkturę światową, szczególnie w UE. Gospodarki wszystkich krajów członkowskich w mniejszym lub większym stopniu rosną. Utrzymuje się też koniunktura wśród wszystkich naszych najbliższych partnerów.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody
Gospodarka
EBI chce szybciej przekazać pomoc Ukrainie. 560 mln euro na odbudowę
Gospodarka
Norweski fundusz: ponad miliard euro/dolarów zysku dziennie