Koniunktura w przemyśle. Złe rozwiązania w dobrej chwili

Koniunktura w przemyśle przetwórczym jest najsłabsza od sześciu lat. Dzięki bodźcom fiskalnym spowolnienie nie rozleje się na całą gospodarkę.

Publikacja: 03.03.2019 21:00

Koniunktura w przemyśle. Złe rozwiązania w dobrej chwili

Foto: Pixabay

PMI, barometr koniunktury w polskim przemyśle przetwórczym bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki około 200 przedsiębiorstw, zmalał w lutym do 47,6 pkt z 48,2 pkt w styczniu. Tym samym wrócił do poziomu grudniowego, najniższego od kwietnia 2013 r.

Te wahania mają jednak mniejsze znaczenie niż to, że PMI już czwarty miesiąc z rzędu utrzymał się poniżej 50 pkt. Każdy taki odczyt sugeruje zaś, że aktywność w przetwórstwie przemysłowym, które odpowiada za 20 proc. wytwarzanej w Polsce wartości dodanej, maleje w ujęciu miesiąc do miesiąca. W 2014 r., gdy PMI poprzednio był poniżej 50 pkt, utrzymał się tam tylko przez trzy miesiące. Dlatego ekonomiści PKO BP komentują, że ścieżka PMI coraz bardziej przypomina tę, którą „podążał on podczas załamania w latach 2007–2008 i kreśli tym samym mocno pesymistyczny obraz gospodarki".

Odporność ma granice

Optymizmem nie napawają też szczegółowe wyniki ankiety, na której opiera się PMI. Firmy zgłosiły m.in. równie silny spadek produkcji jak w styczniu, który był pod tym względem najgorszy od niemal dekady. Była to reakcja przedsiębiorstw na malejącą wartość otrzymywanych zamówień, szczególnie z zagranicy. Trevor Balchin z firmy IHS Markit, która oblicza PMI, podkreślił, że ankietowani menedżerowie jako główne źródło osłabienia popytu wskazują Niemcy. A zdaniem ekonomistów z ING Banku Śląskiego nad Renem nie zanosi się na rychłą poprawę koniunktury. PMI w tamtejszym przemyśle, który zmaga się m.in. z konsekwencjami osłabienia popytu w Chinach, spadł w lutym do najniższego od grudnia 2012 r. poziomu 47,6 pkt z 49,7 w styczniu.

Pomimo ograniczenia produkcji zapasy wyrobów gotowych polskich firm ankietowanych przez IHS Markit zwiększyły się najbardziej od 20 lat, a zaległości produkcyjne zmalały siódmy miesiąc z rzędu. A to sugeruje, że nawet w razie odbicia popytu na swoje produkty polskie firmy mogłyby jeszcze przez jakiś czas zmniejszać produkcję.

Z innych ankietowych wskaźników koniunktury obliczanych przez GUS i Komisję Europejską wyłania się nieco bardziej optymistyczny obraz sytuacji w polskim przemyśle. I dotąd jest on bliższy temu, co pokazują tzw. twarde dane dotyczące produkcji sprzedanej przemysłu. W styczniu zwiększyła się ona o 6,1 proc. rok do roku.

– Pogłębiająca się w ostatnich miesiącach rozbieżność między wskazaniami PMI i twardymi danymi o produkcji przemysłowej sugerowała odporność polskiego przetwórstwa na spadek aktywności w przetwórstwie strefy euro. Uważamy jednak, że luty mógł być w tym względzie miesiącem przełomowym i w danych o produkcji osłabienie popytu zewnętrznego zaznaczy się silniej – ocenił Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole w Polsce.

„Przełożenie słabszej koniunktury w Niemczech na krajowe przetwórstwo było dotąd ograniczone, ale w kolejnych miesiącach może się nasilać, co prowadziło będzie do dalszego hamowania wzrostu PKB w I połowie br." – przyznali w komentarzu ekonomiści PKO BP.

Kolejne lata boomu

W IV kwartale PKB Polski wzrósł o 4,9 proc. rok do roku, a w I kwartale – jak przeciętnie przewidują ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści – zwiększy się o 4,2 proc. W II połowie roku możliwa jest jednak poprawa koniunktury w niemieckim przemyśle. Ale nawet jeśli do niej nie dojdzie, polskim producentom powinno pomóc ożywienie popytu wewnętrznego związane z zapowiedzianym przez rząd poluzowaniem polityki fiskalnej.

Ekonomiści nie mają wątpliwości, że wpływ „piątki PiS", na którą składają się rozszerzenie 500+ na każde dziecko, wypłata emerytom trzynastek i kilka zmian w PIT, będzie w krótkim terminie pozytywny. Tydzień po konwencji rządzącej partii, na której te pomysły zostały ogłoszone, wciąż jednak brak szczegółów, które pozwoliłby na precyzyjne oszacowanie ich konsekwencji. Dotychczasowe analizy kilku ekonomistów sugerują, że zmiany zapowiedziane przez rządzącą partię podwyższą tempo wzrostu PKB w tym roku o co najmniej 0,3 pkt proc., a być może nawet o 0,6 pkt proc. W przyszłym roku mogą z kolei dodać do wzrostu 0,2–0,8 pkt proc. To powinno wystarczyć, aby przez dwa kolejne lata polska gospodarka rosła w tempie co najmniej 4 proc. rocznie. Obecny boom gospodarczy byłby tym samym nawet dłuższy niż ten z lat 2006–2008.

Zacięty motor rozwoju

To jednak nie oznacza, że ekonomiści pochwalają poluzowanie polityki fiskalnej. Uchwalone przez rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2006 r. obniżki stawek PIT i składki rentowej, które weszły w życie w latach 2007–2009, pomogły uchronić polską gospodarkę przed recesją w następstwie globalnego kryzysu finansowego. Ich konsekwencją było jednak mocne pogorszenie stanu budżetu. W 2010 r. deficyt sektora finansów publicznych sięgnął 6 proc. PKB, dwukrotnie przewyższając unijny limit.

– Tym razem utrzymanie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB powinno być łatwe – ocenia Marcin Mazurek, ekonomista z mBanku.

Z drugiej strony może to wymagać dalszego zwiększania obciążeń podatkowych, nawet jeśli nie przez podwyżkę stawek podatkowych, to przez uszczelnianie systemu. A to w ocenie części ekonomistów jest jedną z przyczyn niemrawego wzrostu inwestycji prywatnych przedsiębiorstw. Bez nich zaś trudno będzie o wzrost produktywności gospodarki, który jest na dłuższą metę jej głównym motorem rozwoju.

Opinia dla „rz"

Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego

Poprawa ściągalności podatków, która zasiliła wcześniejszy wzrost wydatków i będzie pomagała sfinansować także nowe obietnice rządu, może mieć także swoją ciemną stronę: fatalny stan inwestycji prywatnych. Poprawa ściągalności podatków to bowiem nie tylko walka z mafiami VAT i lepsze systemy informatyczne w Ministerstwie Finansów, ale też bardziej rygorystyczni urzędnicy. Firmy skarżą się na przykład, że czasami kwestionowane są zwroty VAT sprzed paru lat. W warunkach tak dużego ryzyka podatkowego przedsiębiorstwa ostrożniej planują inwestycje.

Nowy, bardzo duży impuls wydatkowy, połączony ze spowolnieniem gospodarczym, które samo w sobie będzie oznaczało zwiększenie luki VAT, będzie prawdopodobnie oznaczał dalszy wzrost rygorystyczności aparatu podatkowego, zniechęcając firmy do inwestowania. Taki niezrównoważony wzrost gospodarczy, bazujący tylko na wydatkach konsumpcyjnych, jest słabym prognostykiem na przyszłość. Zwłaszcza że po 2021 r. będziemy otrzymywali mniej funduszy z UE.

Potrzebny wtedy będzie krajowy mechanizm, który ten efekt skompensuje. A wobec wyższego deficytu możliwości stymulowania gospodarki będą ograniczone.

PMI, barometr koniunktury w polskim przemyśle przetwórczym bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki około 200 przedsiębiorstw, zmalał w lutym do 47,6 pkt z 48,2 pkt w styczniu. Tym samym wrócił do poziomu grudniowego, najniższego od kwietnia 2013 r.

Te wahania mają jednak mniejsze znaczenie niż to, że PMI już czwarty miesiąc z rzędu utrzymał się poniżej 50 pkt. Każdy taki odczyt sugeruje zaś, że aktywność w przetwórstwie przemysłowym, które odpowiada za 20 proc. wytwarzanej w Polsce wartości dodanej, maleje w ujęciu miesiąc do miesiąca. W 2014 r., gdy PMI poprzednio był poniżej 50 pkt, utrzymał się tam tylko przez trzy miesiące. Dlatego ekonomiści PKO BP komentują, że ścieżka PMI coraz bardziej przypomina tę, którą „podążał on podczas załamania w latach 2007–2008 i kreśli tym samym mocno pesymistyczny obraz gospodarki".

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody