Od początku 2018 r. do teraz spółki debiutujące na głównym rynku GPW pozyskały łącznie tylko 125 mln zł. O tym, że giełda w coraz mniejszym stopniu służy pozyskiwaniu kapitału, świadczy także niewielka wartość ofert wtórnych.

Wprawdzie w 2018 r. tego typu oferty były warte łącznie 5,3 mld zł, ale w zdecydowanej większości kapitał pozyskiwany był od głównych akcjonariuszy lub w ofertach prywatnych kierowanych do nielicznych, wybranych inwestorów. Podobnie jest w tym roku – do tej pory z wtórnych ofert firmy z GPW pozyskały 74 mln zł.

Ogrom regulacji związanych ze statusem spółki publicznej czy potencjalne kary odstraszają wiele firm, zwłaszcza średnich i małych, od tego sposobu pozyskania kapitału. Łatwiej o kredyt bankowy, stopy procentowe są rekordowo niskie, czy o środki z emisji obligacji, a nawet o finansowanie z innych źródeł, takich jak private equity, programy unijne itp. Skoro nawet wtórne oferty nie są popularne, to najprawdopodobniej dowód, że spółki giełdowe stosunkowo mało inwestują albo wystarczają im własne środki pochodzące z zysków, wsparte kredytami bankowymi – uważa Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM.

Zdaniem Adama Łukojcia z Allianz TFI problemem nie jest brak popytu na kapitał. – Zawsze część firm będzie się rozwijała i będzie potrzebowała kapitału. Problemem nie są też raczej regulacje. Głównym problemem są niskie wyceny na giełdzie. Wyceny spółek na rynku niepublicznym są wyższe niż na rynku publicznym, dlatego giełda nie jest atrakcyjnym miejscem do pozyskiwania kapitału. Warszawski rynek kapitałowy rywalizuje przecież nie tylko z giełdami w innych krajach – konkuruje też m.in. z lokalnym rynkiem niepublicznym – uważa zarządzający.

GPW zwraca uwagę, że skala nowych emisji akcji zmalała nie tylko u nas, ale i na innych rynkach UE.