Za baryłkę ropy gatunku WTI płacono w poniedziałek rano nawet 27 dolarów a za baryłkę gatunku Brent 31 dolarów, czyli najmniej od czterech lat. Rynek zareagował paniczną wyprzedażą na to, że kraje OPEC i Rosja nie porozumiały się w prawie cięć produkcji surowca. Inwestorzy wyprzedawali akcje koncernów naftowych. Papiery BP spadały o 18 proc. a Royal Dutch Shell o 21 proc. Do paniki na rynkach przyczyniła się też decyzja o wprowadzeniu kwarantanny na północy Włoch.

Silna przecena dotknęła najpierw giełdy w Azji. Japoński Nikkei 225 zamknął się ponad 5 proc. na minusie, koreański KOSPI spadał o 4,2 proc. a tajski SET ponad 8 proc. Początek sesji na giełdach europejskich oznaczał paniczną wyprzedaż. Niemiecki DAX spadał o ponad 6 proc., francuski CAC 40 o ponad 7 proc. a grecki Athex Composite o 11 proc.

- To będzie zapamiętane jako Czarny Poniedziałek. Jeśli myśleliście, że to nie mogło pójść gorzej niż wcześniej, to pomyślcie raz jeszcze. Krew dosłownie leje się na ulicach i mamy rzeź na rynkach. Jest ryzyko strat na rynku naftowym, które musi zostać pokryte wyprzedawaniem czego innego - twierdzi Neil Wilson, analityk z firmy Markests.com.

- To autentyczna paniczna wyprzedaż. Nie widziałem czegoś takiego od lat - mówi Chris Weston, szef działu analiz w firmie Pepperstone.

-- Ropa naftowa stała się dla rynków większym problemem niż koronawirus. Będzie niemożliwym, by S&P 500 znacząco się odbił, jeśli ropa Brent będzie dalej spadać - uważa Adam Crisafulli, szef firmy Vital Knowledge.