Nie ma drugiego takiego wydarzenia na świecie. Topowi przedstawiciele biznesu, miliarderzy, których w tym roku przybyło do szwajcarskiego kurortu prawie 120, ludzie nauki, społecznicy, aktywiści i czołowi politycy i przywódcy. Davos przyciąga swoją marką od 50 lat. To tu zapadają ważne decyzje - z tej spolaryzowanej często intelektualnej mieszanki powstają trendy, które zmieniają świat.
Górska mroźna wioska położona prawie 1600 m n.p.m. nadaje swoistej przytulności całej imprezie. I mimo że do Davos zjeżdża na te kilka dni około 60 tys. osób, to jednak Forum utrzymuje dosyć kameralny charakter. Ta atmosfera chyba sprawia, że ludzie głębiej ze sobą rozmawiają. Spotykają się nie tylko na oficjalnych panelach w Centrum Kongresowym, debatach w rozsianych po miasteczku hotelach i pawilonach, ale też na oblodzonych chodnikach głównej promenady, często na stojąco z kubkiem kawy w dłoni czy przy wieczornych drinkach w klubach i piano barach.
Jak mówi „Rzeczpospolitej” Richard Quest, odwiedzający co rok Davos korespondent CNN, modne jest uczestniczenie na Forum, a następnie zastanawianie się - czy było warto?
- W tym roku myślę, że z pewnością było. Zauważyłem duże różnice – mówi Quest.
Korespondent zauważa, że po pierwsze nie ma naglących kryzysów ekonomicznych, którymi trzeba byłoby się zająć. Gospodarki rosną (powoli). Bezrobocie jest niskie. Inflacja jest znacznie mniejsza, niż się spodziewano, a banki centralne systematycznie obniżają stopy procentowe (49 banków centralnych dokonało 71 obniżek stóp procentowych). Kwestie ekonomiczne są techniczne i dotyczą szczegółów, takich jak wpływ ujemnych stóp procentowych na zwiększające się ryzyko zagrażające zyskom. I wtedy masz myśl: nie jest to nic, czym uczestnicy Davos powinni się martwić.