Niektóre miasta znalazły świetny patent na segregowanie śmieci przez mieszkańców. Potrafią też przypilnować, by odpady nie były podrzucane innym, a duże gabaryty nie walały się przy pojemnikach na segregowane śmieci. Tak robią w Nakle nad Notecią i Zamościu, a wkrótce też w Ciechanowie.
Czytaj także: Mały lokal, mniej za śmieci - pomysł spółdzielni
Płacą tylko za siebie
- Najwięcej kłopotów z mieliśmy w blokach. To już jednak przeszłość - przyznaje Sławomir Sobczak, prezes Komunalnego Przedsiębiorstwa Wodociągi i Kanalizacji Sp z.o.o z Nakła nad Notecią.
Od 2013 r. w Nakle mają wybór: wyrzucają wszystkie śmieci zmieszane do altany przy bloku (wtedy płacą 33 zł za osobę), albo idą do punktu segregacji śmieci (tzw. miniPSZOK), znajdujących się na każdym osiedlu. Wówczas opłata wynosi 16,5 zł od osoby. Odpady mokre (resztki żywności) wyrzucają pod blokiem, a suche zanoszą do minipszoków.
- Oczywiście wszyscy wybierają minipszoki. Co ciekawe, coraz częściej korzystają z nich właściciele domów jednorodzinnych. Mieszkańcy otrzymali kartę, na której zakodowano adres lokalu. Po przyjściu do punktu ważą śmieci. W systemie pojawia się informacja, ile kilogramów zostawili. Później pracownicy punktu zatrudnieni przez miasto segregują śmieci. Robią to od godz. 10 do 18. Po tych godzinach można przyjść samemu, ale wtedy mieszkańcy sortują śmieci tylko na trzy frakcje. Jeżeli długo mieszkańca nie ma w minipszoku informujemy go, że jeżeli nie będzie przychodzić, zapłaci za śmieci 33 zł za osobę. I to dyscyplinuje - mówi Sławomir Sobczak.