– To jest moje ograniczenie, moje przekleństwo, moja religia – powiedział mi kiedyś. – Uciekłem ze Śląska. Od nędzy, gwałtu, cierpień. Od paranoi: ojciec w powstaniu, a brat, ciężko ranny, w Wehrmachcie. Od brudu i pseudookupacji komunistów. Chciałem być wolnym człowiekiem. Wyjechałem „do Polski", wykształciłem się, coś osiągnąłem. Ale nie można się wyrzec własnych genów.
Zawsze podkreślał, że jest jak Ślązacy „dupowaty". – Bo my jesteśmy prości – mówił. – Nie nauczyliśmy się skurwysyństwa, ceniliśmy uczciwość.
Przekorny debiutant
Urodził się w 1927 roku w Szopienicach. Jego dziadek Jan Kamiński zginął w kopalni, matka Anastazja z mężem Frankiem Kucem miała trzech synów i dwie córki. To ona – dzielna i światła – rozbudziła w dzieciach ciekawość świata.
W czasie wojny Kazimierz został wysłany na przymusowe roboty do Bolesławca, trafił do przyzwoitej rodziny, która chciała go adoptować, ale on nie chciał zostać Niemcem. Wrócił do Szopienic. I do szkoły. Pochłaniał książki, chciał być pisarzem, ale bał się, że na Jagiellonkę się nie dostanie, dlatego wybrał szkołę filmową. W szkole ciężko harował. Potem znalazł się na planie jako asystent Andrzeja Wajdy przy „Pokoleniu" i przy „Kanale".
W 1958 roku zrobił pierwszy film. „Krzyż walecznych" składał się z trzech nowel. Druga wojna światowa. Młody żołnierz, który dostaje Krzyż Walecznych i kilka dni urlopu, czuje się bohaterem. Ale w rodzinnej wiosce zastaje tylko zgliszcza. Do polskich żołnierzy przyplątuje się pies nazista z hitlerowskiego obozu zagłady. Po wyzwoleniu młoda wdowa po dowódcy cieszy się szacunkiem mieszkańców miasteczka, dopóki nie zakochuje się w chłopaku, który zjawia się w miasteczku. Kutz odpatetyczniał wojnę, mierzył się z narodowymi mitami.