Kazimierz Kutz: Najmocniej cenił uczciwość

Zmarł Kazimierz Kutz, wielka i barwna postać polskiego filmu oraz teatru. Miał 89 lat, od dłuższego czasu chorował.

Aktualizacja: 19.12.2018 06:26 Publikacja: 18.12.2018 17:55

Pułkownik Kwiatkowski (1996)

Pułkownik Kwiatkowski (1996)

Foto: PAP

– To jest moje ograniczenie, moje przekleństwo, moja religia – powiedział mi kiedyś. – Uciekłem ze Śląska. Od nędzy, gwałtu, cierpień. Od paranoi: ojciec w powstaniu, a brat, ciężko ranny, w Wehrmachcie. Od brudu i pseudookupacji komunistów. Chciałem być wolnym człowiekiem. Wyjechałem „do Polski", wykształciłem się, coś osiągnąłem. Ale nie można się wyrzec własnych genów.

Zawsze podkreślał, że jest jak Ślązacy „dupowaty". – Bo my jesteśmy prości – mówił. – Nie nauczyliśmy się skurwysyństwa, ceniliśmy uczciwość.

Przekorny debiutant

Urodził się w 1927 roku w Szopienicach. Jego dziadek Jan Kamiński zginął w kopalni, matka Anastazja z mężem Frankiem Kucem miała trzech synów i dwie córki. To ona – dzielna i światła – rozbudziła w dzieciach ciekawość świata.

W czasie wojny Kazimierz został wysłany na przymusowe roboty do Bolesławca, trafił do przyzwoitej rodziny, która chciała go adoptować, ale on nie chciał zostać Niemcem. Wrócił do Szopienic. I do szkoły. Pochłaniał książki, chciał być pisarzem, ale bał się, że na Jagiellonkę się nie dostanie, dlatego wybrał szkołę filmową. W szkole ciężko harował. Potem znalazł się na planie jako asystent Andrzeja Wajdy przy „Pokoleniu" i przy „Kanale".

W 1958 roku zrobił pierwszy film. „Krzyż walecznych" składał się z trzech nowel. Druga wojna światowa. Młody żołnierz, który dostaje Krzyż Walecznych i kilka dni urlopu, czuje się bohaterem. Ale w rodzinnej wiosce zastaje tylko zgliszcza. Do polskich żołnierzy przyplątuje się pies nazista z hitlerowskiego obozu zagłady. Po wyzwoleniu młoda wdowa po dowódcy cieszy się szacunkiem mieszkańców miasteczka, dopóki nie zakochuje się w chłopaku, który zjawia się w miasteczku. Kutz odpatetyczniał wojnę, mierzył się z narodowymi mitami.

Po jego debiucie krytycy pisali, że poszerzył paletę polskiego kina, wprowadzając motywy plebejskie. Na przekór im zrobił więc „Nikt nie woła". Bohater tego filmu z 1960 roku był przeciwieństwem Maćka Chełmickiego. Nie wykonał wyroku wydanego przez podziemie, lecz uciekł na ziemie zachodnie. Kutz opowiedział „nieprawomyślnie"o ludziach zagubionych w nowej rzeczywistości. Dostał zakaz pracy. „Ludzi z pociągu" robił początkowo incognito. Potem powstały m.in. „Milczenie", komedia muzyczna „Upał", sensacyjne „Ktokolwiek wie...", obyczajówka „Skok".

A w 1967 roku wrócił na Śląsk. – Profesor Tazbir powiedział mi kiedyś: „Proszę pana, my nic o Śląsku nie wiemy". A dramat polega na tym, że nie chcemy się o nim niczego dowiedzieć – mówił mi.

Śląski tryptyk

Chciał o Śląsku opowiadać. Zaczął kręcić tryptyk, który na zawsze pozostanie w historii polskiego kina. „Sól ziemi czarnej"(1969) to film o II powstaniu śląskim. Górnicza rodzina Basistów – ojciec i siedmiu braci – walczy tu o polskość swojej ziemi. Akcja zrealizowanej dwa lata później „Perły w koronie" toczyła się w latach 30. Kutz przywołał historię górników, którzy strajkują, gdy niemiecki właściciel chce zamknąć kopalnię. Ludzi, którzy gotowi są za kopalnię umrzeć: jeśli dyrekcja postanowi zalać szyby wodą. W tle tego strajku jest opowieść o miłości górniczej rodziny. Zamknęły śląski tryptyk „Paciorki jednego różańca". W nakręconym w 1979 roku filmie wszystko działo się współcześnie. Jego bohaterem był stary górnik, który nie wyraża zgody na wysiedlenie ze swojego domu, gdy w miejscu starego, kopalnianego osiedla ma zostać wybudowane nowoczesne blokowisko.

Do spraw śląskich Kazimierz Kutz wrócił po 15 latach. W 1994 roku pokazał dwa filmy. W „Zawróconym" opowiedział o dojrzewaniu do wolności i podziałach przechodzących nawet przez jedną rodzinę. W „Śmierci jak kromka chleba" – o tragedii w kopalni Wujek. To było ważne rozliczenie ze stanem wojennym. Nikt się na podobne dzieło nie zdobył. On sam kochał ten film.

– Jestem pewien, że on z upływem czasu będzie zyskiwać, bo ma walory artystycznego dokumentu. Kiedyś ludzie będą się z niego dowiadywać, czym był stan wojenny – powiedział.

Kazimierz Kutz miał też inne twarze. W latach 70. stworzył w Katowicach zespół Silesia. Żeby powstały tam m.in. filmy: „Na wylot" Grzegorza Królikiewicza, „Sanatorium pod Klepsydrą" Hasa, „Przepraszam, czy tu biją" Piwowskiego, Prowadził wciąż gry z decydentami i cenzurą.

Pożegnanie z kinem

Sam z kinem pożegnał się jeszcze w 1995 roku. Bohaterem „Pułkownika Kwiatkowskiego" był lekarz, który przez przypadek został uznany za wysokiego rangą oficera UB, wiceministra bezpieki. I uratował wielu ludzi. Kutz odrzucił martyrologię, posłużył się językiem pełnym humoru, a jednak z ekranu wiało grozą.

W 1997 roku zrobił jeszcze serial „Sława i chwała" według powieści Iwaszkiewicza. Potem pracował w teatrze, który zawsze kochał. A w nowym wieku zajął się też pisaniem niepokornych felietonów dla katowickego oddziału „Wyborczej", wydał też książkę „Piąta strona świata".

A wreszcie miał jeszcze jedną twarz. – Drzemie we mnie naiwny patriota i społecznik – przyznawał. W 1997 roku wszedł do Senatu jako kandydat bezpartyjny z listy Unii Wolności. Pracował w Sejmie do 2010 roku. Ale i potem nie stanął za kamerą.

– Skończyłem tę działalność – mówił. – Strasznie dużo się nareżyserowałem, z teatrami telewizji było tego z 60 tytułów.

Cieszył się życiem, na które przedtem nie miał czasu. Kochał swój dom pod Warszawą. Jego najmłodszy syn urodził się, gdy miał 62 lata. Miał też dwie córki i drugiego syna. Był z dzieci dumny.

W ostatnich latach Kazimierz Kutz pokonał ciężką chorobę. Ale miał głęboką świadomość upływającego czasu. – Starość po prostu jest – mówił. – I jest okropna. Nie ma na to rady. Żadnej. Podobnie jak na śmierć. Ze śmiercią jest jak ze wściekłym psem, którego ma się w domu. Chce się go oswoić, podporządkować sobie, ale jak?

Śmierć przyszła po niego kilka dni przed świętami, które tak bardzo lubił. Ale mało kto zostawia po sobie tak barwne, piękne wspomnienia jak Kazimierz Kutz. No i są jeszcze filmy. Dopóki je będziemy oglądać, on również będzie z nami.

Janusz Gajos

– Przed „Opowieściami Hollywoodu" trochę się bałem. Kutza znałem tylko z widzenia. Przed wyjazdem do Krakowa powiedział: „Słuchaj, ty jedziesz do Krakowa. To nie są żarty. Musisz być przygotowany tak, jak nigdy nie byłeś. Nie będzie łatwo". W czasie prób dowiedziałem się od Ani Dymnej, że krakowskim kolegom powiedział: „Słuchajcie, tu przyjedzie Gajos. To nie żarty. Musicie być przygotowani, jak jeszcze nigdy nie byliście...". Uwielbiał „organizować zdarzenia". Bez tego nie było Kutzowej atmosfery na planie. Z pomocą kilku słów uważanych za niecenzuralne potrafił powiedzieć aktorowi wszystko o emocjach jego postaci. Przy „Opowieściach" kazał mi wejść w kadr spod kamery. Uważałem to za nadużycie. Powiedział: „Słuchaj, nie p..... mi tu, tylko wchodź, jak ci kazałem. Nie ma czasu". Efekt był świetny. Znowu miał rację.

Olgierd Łukaszewicz

Zawsze czuł się trybunem śląskim. Stworzył zespół filmowy Silesia, szefował regionalnej telewizji. Był internowany. Widziałem, jak ludzie dziękowali za to, że otworzył im oczy na Śląsk. Stworzył śląski mit. Emocjonował się sportem, ale i bawił reakcjami kolegów przed telewizorem. Podobnie jak żona jego przyjaciela Stanisława Dygata Kalina Jędrusik uwielbiał kwiecisty język. I stał się donżuanem. Stwarzał atmosferę, która niektórych bulwersowała. A jednocześnie to był żart, prowokacja, poezja. W rubaszności zawsze był serdeczny. Kobiety nie zgadzały się na jego konwencję, a potem doceniały, że to jest sexy.

Renata Dancewicz

Kutz był cieplejszą stroną śląskiego patriarchatu. Facetem, który nie ściemnia. Był sobą. Jako reżyser bardzo o mnie dbał, wzbudzał zaufanie. Na planie „Pułkownika Kwiatkowskiego" grałam nocą w brydża, a kiedy miałam wolną chwilę, natychmiast zasypiałam. Pytał: „Co ty, Renia, na kotłowni robisz?". Przynosił mi bułki, martwił się, że jestem niedożywiona.

Jan Englert

Czasami bezpośredniość Kutza bywała bolesna, ale to akceptowałem, bo Kutz patrzył na świat po fredrowsku. Wyciągał wady, kpił z nich, ale życzliwie. Jego pozytywną energię i bezpośredniość pamiętam jeszcze z planu „Kanału". Zaprosił mnie wtedy, 13-latka, na wesele. A że mężczyzna w pewnym wieku lubi rządzić i dzielić – dlatego w wieku króla Lira został parlamentarzystą. Może w polityce znajdował adrenalinę, która czasami skutecznie zastępuje twórczość? Wypowiedzi zebrane z okazji jubileuszu Kutza – oprac. jc.

– To jest moje ograniczenie, moje przekleństwo, moja religia – powiedział mi kiedyś. – Uciekłem ze Śląska. Od nędzy, gwałtu, cierpień. Od paranoi: ojciec w powstaniu, a brat, ciężko ranny, w Wehrmachcie. Od brudu i pseudookupacji komunistów. Chciałem być wolnym człowiekiem. Wyjechałem „do Polski", wykształciłem się, coś osiągnąłem. Ale nie można się wyrzec własnych genów.

Zawsze podkreślał, że jest jak Ślązacy „dupowaty". – Bo my jesteśmy prości – mówił. – Nie nauczyliśmy się skurwysyństwa, ceniliśmy uczciwość.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Laureaci i laureatki MASTERCARD OFF CAMERA 2024
Film
Nie żyje aktor Bernard Hill. Miał 79 lat
Film
Mastercard OFF CAMERA: Kobiety wygrywają
Film
#DZIEŃ 8 i zapowiedź #DNIA 9: Rozmowy o tym, co ważne
Film
Sztuka polityczna. Pokaz specjalny „Dyrygenta” Andrzeja Wajdy