Świat zmienia się dziś tak szybko, że artyści próbując zrozumieć mechanizmy nim rządzące, coraz częściej sięgają po historyczny kostium.
Nie przypadkiem brytyjski realista Mike Leigh cofnął się o dwa stulecia, by w „Peterloo" przypomnieć wydarzenia w Manchesterze z sierpnia 1819 roku, gdy kawaleria wjechała w nieuzbrojony, całkowicie bezbronny tłum manifestantów domagających się rozszerzenia praw wyborczych. Pokojowy wiec, w którym wzięło udział ok. 60-80 tys. osób, a obok mężczyzn stanęły kobiety z dziećmi – zakończył się masakrą.
Leigh zaproponował dwuipółgodzinną lekcję historii, pokazał pogłębiające się różnice klasowe, narastanie społecznego niezadowolenia, spory polityczne w parlamencie, służalczość miejskich urzędników, zdradę, bezpardonową walkę o kariery. A wreszcie krew na ulicach. Z zapisem politycznych gier na szczycie i zebrań opozycjonistów skontrastował opowieść o prostej rodzinie z Manchesteru i chłopaku, który walczył pod Waterloo, a po powrocie do domu znalazł się w próżni – rozbity przez bitewną traumę, bez pracy i szansy na samodzielne, godne życie. To on stanie się na końcu jedną z ofiar Peterloo. W filmie Mike'a Leigh są dramatyczne sceny, których nie da się zapomnieć. Jest też wielkie ostrzeżenie: gorzka refleksja na temat buty rządzących. Z kolei bracia Coen rozprawiają się z mitami amerykańskiego Dzikiego Zachodu.
— Przez 25 lat pisaliśmy krótkie opowiadania i nie wiedząc co z nimi zrobić, wrzucaliśmy je do szuflady — przyznał na weneckiej konferencji prasowej Joel Coen.
Myśleli o telewizyjnym serialu, ale w końcu zdecydowali, że połączą je w filmie fabularnym. „Ballada o Busterze Scruggsie" składa się z sześciu nowel, z których każda ma własny styl, odrębnych bohaterów, inne plenery. W jednej duch słynnego rewolwerowca, a jednocześnie barda Dzikiego Zachodu unosi się do nieba grając na harfie. W innej w obwoźnym teatrze osobliwości kalekę bez rąk i nóg z zapałem recytującego fragmenty Biblii zastępuje kura z matematycznymi zdolnościami. W jeszcze innej kowboj eskortujący na Zachód kolejne karawany osiedleńców, chce osiąść i założyć rodzinę z osieroconą dziewczyną. W kolejnej odsłonie stary człowiek przekopuje prerię w poszukiwaniu złota. Wszystko razem tworzy niesztampowy obraz, daleki od legendy „W samo południe". I wybrzmiewa współcześnie: jest rewizją historii, ale też refleksją nad chciwością, nietolerancją, przemocą, a nawet masową wyobraźnią i kulturą. Jakby w tych obrazkach z Dzikiego Zachodu Coenowie chcieli szukać przyczyn zapaści dzisiejszego amerykańskiego społeczeństwa.