A jaki to problem wypowiadać się zaocznie? Małopolscy radni nie widzieli spektaklu i go potępili.
Radni nie chodzą do teatru, a ludzie, którzy protestowali przeciwko „Do Damaszku", mogli oglądać taki spektakl pierwszy raz i od początku bardziej od sztuki interesowało ich robienie polityki. To znaczy, że polityka k...wi nas już nawet w teatrze, który był ostoją wolności.
Czy dlatego zaszywa się pan w prywatności?
Specjalnie się nie zaszywam, tylko nie ma nic specjalnego w naszym wirtualnym kosmosie, żeby w nim wirować i świecić. Staram się robić rzeczy, które mnie interesują i sprawiają przyjemność. Dużo pracowałem i myślę, że czas wreszcie mieć przyjemność z tego, co się robi.
A co panu sprawia największą przyjemność?
Nicnierobienie. A jeśli już coś robię, lubię rzeczy, które wyzwalają wyobraźnię i adrenalinę – na granicy ryzyka, co daje albo porażkę, albo duży sukces. Praca bez adrenaliny jest pracą nazbyt ciężką.
A co pan robi, jak nic nie robi?
Uwielbiam leżeć na kanapie, ale myślałem też o ciężkiej pracy fizycznej. Wtedy odpoczywam od aktorstwa.
Władysław Pasikowski mówi, że chciałby, żeby zagrał pan w jego filmie Wojciecha Jaruzelskiego.
Słyszałem już, że mam grać generała u Agnieszki Holland. Na pewno nie oceniam roli w kategoriach politycznych. Znaczenie ma tylko wartość scenariusza.
Jeśli Marcin Dorociński zmienia filmową rolą odbiór pułkownika Kuklińskiego, to możliwe jest i to, że kino zyska dla Jaruzelskiego nowych entuzjastów...
Dlatego podejmowanie takich tematów jest niebezpieczne, a nawet dwuznaczne. Kryteria oceny mieszają się. Część widzów ocenia film poprzez kryteria polityczne, a część poprzez artystyczne. A moim zdaniem przy okazji filmu warto porozmawiać, czy film jest dobry.
Nie zgadza się pan z tymi widzami, którzy utożsamiają aktorów z postaciami historycznymi, na przykład Dorotę Segdę ze świętą Faustyną?
Nieśmiało powiem, że osobiście nie mógłbym się utożsamić z żadną postacią, bo skończyłbym w wariatkowie jak Blanche.
Reżyser Bogusław Linda
Ogromną popularność Bogusław Linda (ur. w 1952) osiągnął przede wszystkim dzięki rolom filmowym. Od czasu do czasu próbuje jednak również swych sił w reżyserii. Jest reżyserem pięciu filmów, ostatni z nich – „Jasne błękitne okna" – zrealizował w 2006 r. Z kolei „Tramwaj zwany pożądaniem", który aktualnie przygotowuje w teatrze Ateneum, będzie czwartym przedstawieniem w jego reżyserii. Sztuka Tennessee Williamsa z 1947 r. to już klasyka amerykańskiej dramaturgii, w 1951 r. powstała jej słynna ekranizacja z Vivien Leigh i Marlonem Brando. W spektaklu Bogusława Lindy główne role zagrają teraz Julia Kijowska i Tomasz Schuchardt. Premiera w najbliższy czwartek. —j.m.