Selfie na pokaz

W filmie „Sweat" Magnus von Horn pokazuje prawdziwe życie celebrytki, a także blichtr i smutek dzisiejszej Polski.

Publikacja: 15.06.2021 18:22

Rewelacyjna Magdalena Koleśnik w filmie „Sweat” Magnusa von Horna. Od piątku w kinach

Rewelacyjna Magdalena Koleśnik w filmie „Sweat” Magnusa von Horna. Od piątku w kinach

Foto: Gutek Film

Na ten film czekaliśmy długo. W połowie ubiegłego roku „Sweat" Magnusa von Horna znalazł się wśród 57 tytułów zakwalifikowanych do oficjalnego programu w Cannes. Wielki sukces, ale trwała pandemia i festiwal nie odbył się. „Sweat" ma więc prawo wykorzystywać prestiżową festiwalową etykietkę z palemką, ale jego twórcy nie mogli cieszyć się z oklasków po seansach czy z setek recenzji w światowej prasie.

Potem były wyróżnienia na przeglądach w Palić, Makao, Chicago, Srebrne Lwy i pięć nagród na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, który odbył się online, a prawo do obejrzenia „Sweat" mieli tylko jurorzy. Film dostał też laury na innych festiwalach. A polscy widzowie mogą go poznać dopiero teraz.

Magnus von Horn uchwycił coś istotnego z atmosfery współczesności, oczywiście tej przedcovidowej, z szaleństwem internetowej popularności. Zaczęło się od tego, że sam zaczął śledzić w internecie blogerki, influencerki, motywatorki fitnessu. I zadał sobie pytanie: kim są, co robią w wolnym czasie. – Można mieć bardzo negatywne zdanie na temat Kardashianek – mówi. – Nie można jednak tego zjawiska nie dostrzegać.

Wielbiciele w galerii

Na ekranie oglądamy kompletny szał. Galeria handlowa. Piękna, superzgrabna dziewczyna w różowym stroju gimnastycznym. Ostatni łyk wody, dotknięcie szminką ust i już w wielkim holu ogląda ją mnóstwo młodych ludzi. „Wdech! Wydech! Super! Jeszcze raz! Jesteście zajebiści!". Potem jest zmęczenie, sałatka w pojemniku wyciągniętym z plecaka i obowiązkowe selfie: „Kochani, bardzo wam dziękuję za dzisiejszy trening. Widzę, jak walczycie i jak się staracie i wtedy ta wasza cudowna energia wraca do mnie".

Jest też marzenie, żeby wystąpić w porannym paśmie TVN. Spotkanie z menedżerem, rozmowa o sponsorach. W domu dziewczyna znów włącza nagrywanie w telefonie: „Kochani, podam wam teraz przepis na najlepszy piątkowy koktajl...". Nie ma chwil straconych. Ale jest też inny post: i płacz, że potrzebny jest ktoś, kto wziąłby za rękę i powiedział: „Kochanie, wszystko będzie dobrze".

Tak zaczyna się opowieść o Sylwii Zając, która na Instagramie ma 600 tys. followersów. Jest blichtr, życie na pokaz, sponsoring, firmy, które dostarczają produkty w zamian za zdjęcie na jej blogu, stalker wyczekujący w samochodzie pod domem dziewczyny. Chce motywować innych, a sama jest zagubiona, gdy nagle kończy się harmider, a w mieszkaniu czeka na nią tylko pies. Dobrze, że choć on jest, bo można rozmalować twarz i pójść z nim na spacer.

Urodziny matki

„Sweat" pokazuje życie pozbawione prywatności, tworzenie współczesnych gwiazdek, ale też sztuczność świata, w którym celebrytką jest Sylwia Zając. Miliony ludzi robią sobie selfie pod palmami, wrzucają do internetu zdjęcia właśnie narodzonych dzieci, chwalą się najlepszymi chwilami. Jakby nie było trudnych dni. A Magnus von Horn chciałby zapytać: „Kim są dziś nasze autorytety, co jest dla nas ważne?"

On zaś, Szwed i absolwent łódzkiej filmówki, zdecydował się zamieszkać w Warszawie. Tutaj ma dom, żonę, dzieci. Potrafi obserwować Polskę, co udowodnił w „Sweat". Wspaniała jest sekwencja, w której Sylwia jedzie na urodziny matki, do skromnego mieszkania w blokowisku, gdzie zbiera się jej rodzina. Wszyscy traktują tam Sylwię trochę jak celebrytkę, a trochę jak dziwoląga, bo obowiązują inne wartości, nawet inny język. Inaczej traktuje się też uczucia, duma ze sławnej, bogatej córki miesza się z zakłopotaniem, gdy opowiada ona o stalkerze, który na jej widok „wali konia".

Magnus von Horn nikogo nie ocenia, i to jest siłą „Sweat". A zachwyca też w filmie sposób realizacji. Dynamiczne zdjęcia, świetny montaż. I zjawiskowa, rewelacyjna Magdalena Koleśnik, która w roli Sylwii Zając jest równie prawdziwa, gdy prowadzi trening, nagrywa posty i tańczy w nocnym klubie, jak wtedy, gdy wyuczony uśmiech gaśnie na jej twarzy, a w oczach pojawiają się łzy.

Świetny film, warto było na niego czekać.

Na ten film czekaliśmy długo. W połowie ubiegłego roku „Sweat" Magnusa von Horna znalazł się wśród 57 tytułów zakwalifikowanych do oficjalnego programu w Cannes. Wielki sukces, ale trwała pandemia i festiwal nie odbył się. „Sweat" ma więc prawo wykorzystywać prestiżową festiwalową etykietkę z palemką, ale jego twórcy nie mogli cieszyć się z oklasków po seansach czy z setek recenzji w światowej prasie.

Potem były wyróżnienia na przeglądach w Palić, Makao, Chicago, Srebrne Lwy i pięć nagród na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, który odbył się online, a prawo do obejrzenia „Sweat" mieli tylko jurorzy. Film dostał też laury na innych festiwalach. A polscy widzowie mogą go poznać dopiero teraz.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
Nie żyje Louis Gosset Jr. Zdobywca Oscara zmarł w wieku 87 lat
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból