Było takich filmów sporo. Jak choćby „Alucarda” Juana Lopeza Moctezumy, „School of the Holy Beast” Norifumiego Suzuki, „Siostry Magdalenki” Petera Mullana, „Zakonnica” Corina Hardy’ego, „Demonia” Lucio Fulciego. W Hiszpanii, we Włoszech, w Japonii. Zwykle miały podobny schemat. Ktoś z zewnątrz trafia do zakonu, gdzie przeżywa potworny dramat.

Podobnie dzieje się w „Zakonie świętej Agaty” Darrena Lynna Bausmana. Akcja filmu toczy się w latach 50. XX wieku. Twórcy przypominają, że nie był to wyłącznie okres prosperity. Że ludzie  o innym kolorze skóry, innej orientacji seksualnej czy nawet odmiennym losie byli wykluczani. Bohaterka filmu spodziewając się nieślubnego dziecka chroni się do klasztoru. Tam jednak zderza się z horrorem. Zakonnice obiecują jej pomoc, ale w zamian żądają bezwzględnego posłuszeństwa. Do tego dochodzą odrapane ściany, mroczna atmosfera, tajemnicze, dziwne odgłosy ze strychu. Dziewczyna boi się. Oczywiście razem z widzami. A co poza tym? Darren Lynn Bausman to reżyser trzech części z siedmiu części cyklu filmów „Piła” o psychopatycznym zabójcy. I ta informacja też mówi bardzo wiele.

Nie mniej strasznym miejscem jest klasztor, do którego trafia bohaterka „Herezji”. Paul Hyett cofnął się do XVII wieku, do czasu polowań na czarownice. Oskarżoną o czary kobietę ratuje przed śmiercią zakonnica. Ale pod warunkiem, że ocalona wstąpi do jej klasztoru. Hyett jest specjalistą od efektów specjalnych, więc i tutaj oczy świecą w ciemnościach, a niektóre wizje nawiedzające bohaterkę są koszmarne. Choć, prawdę powiedziawszy, horror to znacznie mniejszy niż ostatni, całkowicie realistyczny dokument braci Sekielskich, też dziejący się w Kościele.