„Kler” jest filmem o pedofilii w Kościele, ale nie tylko. Ta opowieść zaczyna się od sceny, w której na plebanii ucztują trzej księża. Ksiądz Lisowski, zrobił karierę w kurii i marzy o stanowisku w Watykanie. Dwaj pozostali – Trybus i Kukuła – pracują na prowincji. Pierwszy w wiejskiej parafii, drugi – w mieście średniej wielkości. Spotykali się, jak co co rok, by uczcić swoje ocalenie z pożaru, w którym mogli zginąć. Piją na umór, wygłupiają się, jeden z nich potem po pijanemu prowadzi samochód. Telefon do komendanta kończy interwencję policji.
Smarzowski portretuje ludzi, którzy podczas kazań mają usta pełne frazesów o Bożej miłości i czynieniu dobra. Ale plebanie kryją niejeden grzech. Chciwość, z jaką biorą od niezamożnych parafian pieniądze za pogrzeby, romanse z gospodyniami, poczucie bezkarności. Poprzez księdza Lisowskiego autorzy filmu sięgają wyżej – do arcybiskupa budującego wielką świątynię. Tu już nie ma mowy o prostych słabościach. Tu toczy się cyniczna, polityczna gra bezpardonowo wykorzystująca wszelkie metody – korupcję, zastraszanie, szantaż. A dopiero ponad tym wszystkim jest przestępstwo najcięższe – pedofilia, która zniszczyła życie niejednej księżej ofiary i przez dziesiątki lat pozostawała bezkarna.
Po premierze filmu krytycy – jak uderzeni obuchem w głowę - w swoich recenzjach pisali na ogół, że „Kler” to film bardzo ważny. Dziś trzeba powiedzieć, że to również film bardzo dobry. Wcale nie prosty, z bohaterami nie wyciętymi z kartonu. Z ładną postacią księdza Kukuły – proboszcza, który sam nosi traumę z dzieciństwa. Paradoksalnie to on właśnie straci zaufanie parafian. I ciężko to przeżyje, wracając do własnych wspomnień. Wystąpi przeciwko hipokryzji, przestanie godzić się na przymykanie oczu na niegodziwości. Także drugi z księży ksiądz - Trybus - dozna szoku i będzie chciał oczyścić się. Trzeci z nich to idący po trupach karierowicz – mało takich ludzi znamy? A stojący ponad wszystkim hierarcha kościelny? Jego westchnienie „złote, a skromne” weszło już do potocznego języka.
„Kler” nie obraża niczyich uczuć. To nie jest opowieść o wierze. Smarzowski nie podważa jej potrzeby ani jej nie deprecjonuje. Głośno mówi o tym, o czym wszyscy wiedzą i milczą. O czym nie może milczeć sztuka. I „Kler” wpisuje się w cały nurt filmów, takich jak amerykański „Spotlight”, chilijski „El Club” czy pokazywany na ostatnim festiwalu w Berlinie francuski „Z łaską Boską”.
Znakomity obraz Wojciecha Smarzowskiego podczas festiwalu w Gdyni dostał tylko nagrodę specjalną jury „za podjęcie ważnego tematu”. Jednocześnie na tej samej imprezie reżyser odebrał nagrody publiczności, dziennikarzy, klubów filmowych. Niespełna tydzień temu Złotą Taśmę - swoją nagrodę dla najlepszego polskiego filmu roku 2018 – wręczyli mu krytycy filmowi zrzeszeni w rodzimej sekcji FIPRESCI (ex aequo z „Zimną wojną”).