Do tej pory na liście filmów, które zgromadziły największą publiczność królowały tytuły zagraniczne: „Pięćdziesiąt Twarzy Greya” (834 479 widzów) i „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy” (789 568). Na trzecim miejscy były polskie „Listy do M. 3” (775 817 widzów), „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” z 2016 roku (767 519 widzów) czy zeszłoroczny „Botoks” (711 906 widzów).

A to dopiero początek drogi. Wydaje się, że „Kler” może obejrzeć rekordowa liczba widzów. Po 1989 roku najwyższe pozycje na liście kasowych przebojów zajmują: „Ogniem i mieczem” (7,150 mln widzów), „Pan Tadeusz” (6,160 mln) i „Quo vadis” (4,300 mln).

Czy „Kler” zbliży się do tych wyników? Wydaje się, że ma szanse. A warto podkreślić, że nie stoi za nim ani Sienkiewicz, ani status szkolnej lektury ani gatunek romantycznej komedii, kina sensacji lub przygody. „Kler” to poważny i bolesny film o polskiej rzeczywistości, który już zaistniał jako istotne zjawisko społeczne. Tym większy jest sukces Wojciecha Smarzowskiego.