Robert Mazurek: Pisolubów do kruchty, Scheuring-Wielgus na prymasa

Raźno zabrał się do roboty prezes TVP dr Piotr Misiło i zaczął od twitterowego zwalniania z pracy podległych mu dziennikarzy. Owszem, dr Misiło prezesem TVP jeszcze nie jest, zostanie nim dopiero w połowie pierwszej kadencji prezydenta Petru, ale grunt to dobrze się przygotować. Zresztą to detal, podobnie jak fakt, że dr Misiło nie jest jeszcze doktorem, bo to małostkowe pozbawiać kogoś nadziei na naukową karierę.

Aktualizacja: 07.10.2018 17:01 Publikacja: 07.10.2018 01:01

Robert Mazurek: Pisolubów do kruchty, Scheuring-Wielgus na prymasa

Foto: Fotorzepa/ Piotr Guzik

Pasja dra Misiły do depisyzacji stawia go w jednym szeregu z posłem Szczerbą, który w prasie – o dziwo, drukowanej, nie w maszynie takiej – ogłosił był Wielki Plan Depisyzacji polegający na zwolnieniu z telewizji publicznej dziennikarzy. Wszystkich hurtem. W sumie słusznie, po co bawić się w detaliczne roztrząsania, kto winien. Dodajmy od razu, iż nie jest to w naszej ojczyźnie myślenie nowe, wszak już niepodrabialny Franc Fiszer mawiał, że nie będzie w Polsce dobrze, jeśli nie rozstrzela się 300 tysięcy łajdaków. „A co, jeśli nie znajdziemy aż tylu?". „Żaden problem, najwyżej dobierze się z uczciwych".

Fiszer kpił, panowie posłowie mówią serio. I nie żeby mnie to dziwiło, bo zdradzają tym samym powszechną, zdecydowanie nie tylko wśród polityków, niechęć do pluralizmu. Gdyby spytać dowolnego parlamentarzystę, intelektualistę czy artystę, to usta od pochwały tolerancji i poszanowania wolności słowa mu się nie zamykają, ba, flagować się gotów w tej sprawie i w klatce zamykać. Tyle teoria.

Praktyka jest oczywista – rację mają ci, co myślą jak ja, reszta to hieny. Można je tolerować gdzieś w rezerwatach – pamiętam, jak wiele lat temu pani z „Pressa" proponowała kpiąco mojej osobie, bym z kolegami założył jakiś pismo dla podobnie myślących, a nie pałętał się po poważnych mediach. Dziś co bardziej rozgorączkowani prawicowcy powtarzają to wywalonym z mediów publicznych lewakom – zróbcie jak my, załóżcie swoje pisemka i zobaczymy.

Bo wszyscy do pluralizmu tęsknią, ale najpierw stan normy osiągnąć trzeba. Ten będzie wtedy, jak się zapędzi pisolubów do kruchty, niech u Rydzyka (koniecznie „Rydzyka", nigdy „ojca Rydzyka") się w media bawią, mają tam i radio, i telewizję, i gazetę. Proste jak włos Mongoła i w swej prostocie genialne. Tyle w planie ogólnym, bo w szczególe, to najlepiej byłoby po prostu, gdyby naczelną „Gazety Polskiej" została Renata Kim, a prymasem Joanna Scheuring-Wielgus.

Prawica do niedawna była bardziej z pluralizmem zżyta. Nie dość, że sama kłóciła się niemiłosiernie, więc do wielości opinii musiała przywyknąć, to jeszcze żyła na marginesie środowisk opiniotwórczych i musiała uznać ich przewagę. No ale wystarczyło trochę władzy zakosztować, by apetyt wzrósł. Retorycznie prawica wciąż tkwi jednak w okopach. Opanowała co prawda publiczną telewizję i radio, spółki Skarbu Państwa coś podrzucą, prezydent z premierem dopieszczą, ale nie, oni wciąż walczą. I warczą. Niezłomni, niepokorni, wyklęci. I spoceni, bo te role, które grać im teraz przyszło, trzeba jakoś opędzić. I wciąż walczyć trzeba, normalność zagwarantować. Tej będziemy blisko, gdy na Wiertniczej osadzimy jednego, a na Czerskiej drugiego z braci.

A wtedy już tak, wtedy już pluralizm będziemy pielęgnować. Tylko taki konstruktywny bardziej, spierać się wszak możemy, to jasne, ale w obrębie jakiegoś kanonu, nieprawdaż? Nie może być przecież tak, że od razu myślisz zupełnie inaczej, zupełnie inne pomysły masz. To by była anarchia niezdrowa, a nie pluralizm dialektyczny. Wielość idei? Proszę bardzo! Wieść niesie, że w 1949 roku w Moskwie z okazji 150. rocznicy urodzin Puszkina ogłoszono konkurs na pomnik poety. Trzecią nagrodę zdobył pomnik przedstawiający Puszkina czytającego wiersze Stalina, drugi był Stalin czytający Puszkina, a wygrał Stalin czytający Stalina. I takiego pluralizmu nam trzeba.

PS. Aha, tydzień temu tak się rozpisałem, że uciekła mnie pewna uwaga. Otóż Szanowni Państwo, ja naprawdę wiem, że nie zawsze pisze się „mnie", ale mam zaświadczenie od językoznawcy – prof. Grażyny Majkowskiej – że ja mogę, bom wariat, więc z tego prawa kaduka korzystam. Piszę i mówię też „moja osoba", naiwnie wierząc, że skompromituję w ten sposób do cna ten koszmarny zwrot.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Pasja dra Misiły do depisyzacji stawia go w jednym szeregu z posłem Szczerbą, który w prasie – o dziwo, drukowanej, nie w maszynie takiej – ogłosił był Wielki Plan Depisyzacji polegający na zwolnieniu z telewizji publicznej dziennikarzy. Wszystkich hurtem. W sumie słusznie, po co bawić się w detaliczne roztrząsania, kto winien. Dodajmy od razu, iż nie jest to w naszej ojczyźnie myślenie nowe, wszak już niepodrabialny Franc Fiszer mawiał, że nie będzie w Polsce dobrze, jeśli nie rozstrzela się 300 tysięcy łajdaków. „A co, jeśli nie znajdziemy aż tylu?". „Żaden problem, najwyżej dobierze się z uczciwych".

Pozostało 84% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?