Katastrofa all’italiana?

Włochy znowu straszą świat. Dziwaczny, prawicowo-lewicowy, a przede wszystkim populistyczny rząd drażni właśnie rynki i partnerów z Unii zapowiedzią, że rozluźni dyscyplinę budżetową i pozwoli na ponowny wzrost deficytu.

Publikacja: 03.10.2018 21:00

Katastrofa all’italiana?

Foto: Bloomberg

W kraju, którego dług publiczny sięga niemal 3 bln dol. (130 proc. PKB), gospodarka od ćwierćwiecza tkwi w stagnacji (średnioroczny wzrost o 0,7 proc.), sektor bankowy jest gnębiony przez złe kredyty i niedostatecznie zasobny w kapitał, a stopy procentowe utrzymywane są na znośnym poziomie tylko dzięki gwarancjom pomocy, których udziela Europejski Bank Centralny (EBC).

Pytani o zdanie Włosi nie obwiniają o to wszystko ani wszechobecnej korupcji, ani zadłużających kraj polityków, ani nieudolnej biurokracji. Obwiniają o to euro i Niemców, którzy tym euro zarządzają. Chętnie więc zagłosowali na tych polityków, którzy do tej pory deklarowali, że wyprowadzą kraj ze strefy euro.

Co by się stało, gdyby Włochy rzeczywiście opuściły strefę euro? Świat i Europa pewnie przeżyłyby dość poważny kryzys finansowy, ale po jakimś czasie doszłyby do siebie.

Gorzej z Włochami. Przede wszystkim wyjście ze strefy euro i ponowne wprowadzenie własnej waluty spowodowałoby, że inwestorzy zaczęliby żądać horrendalnie wysokich stóp procentowych w zamian za zakup włoskich obligacji, a rząd stanąłby na skraju bankructwa. Co gorsza, nowa włoska waluta momentalnie straciłaby na wartości wobec euro (pewnie między 30 a 50 proc.). Ponieważ długi włoskiego rządu denominowane są w euro, bankructwo stałoby się nieuniknione. Ale dewaluacja i bankructwo rządu pociągnęłoby też za sobą upadek całego włoskiego sektora bankowego, który nie mógłby już liczyć na wsparcie z EBC. To z kolei doprowadziłoby do upadku tysięcy firm i do głębokiego kryzysu. Zbankrutowane Włochy przeżyłyby pewnie – tak jak zbankrutowana Grecja – silny spadek PKB (o 20 proc.?). W końcu oczywiście odbiłyby się od dna, ale już jako kraj znacznie uboższy.

Włoscy politycy, niezależnie od tego, co mówią, pewnie do takiego scenariusza nie dopuszczą, nie wyrzekną się euro i poszukają kompromisu z Unią. Ale nie da się również wykluczyć scenariusza, w którym sprawy wymkną się spod kontroli i dojdzie do katastrofy.

Ale mimo wszystko, byłaby to katastrofa włoska, stylowa i nie do końca ponura. Jeden z bohaterów mojej ulubionej książki („Paragraf 22"), młody i idealistycznie nastawiony amerykański lotnik trafił w roku 1944 w rzymskim burdelu na złośliwego włoskiego starucha, który prowokacyjnie przekazywał mu swoje wredne i cyniczne poglądy na świat. „Włochy od stuleci przegrywają wojny i niech pan popatrzy, jak dobrze na tym wychodzą" – tłumaczył. I proroczo dodał: „kiedy znowu przegrywamy, wszystko idzie ku lepszemu i jeśli tylko uda się nam ponieść klęskę, na pewno znowu będziemy górą".

Więc niewykluczone, że nawet jeśli do jakiejś katastrofy dojdzie, Włosi sobie z nią poradzą i będą kontynuować swoje słodkie życie. Z winem, słońcem, cudnymi krajobrazami i lazurowym niebem.

W kraju, którego dług publiczny sięga niemal 3 bln dol. (130 proc. PKB), gospodarka od ćwierćwiecza tkwi w stagnacji (średnioroczny wzrost o 0,7 proc.), sektor bankowy jest gnębiony przez złe kredyty i niedostatecznie zasobny w kapitał, a stopy procentowe utrzymywane są na znośnym poziomie tylko dzięki gwarancjom pomocy, których udziela Europejski Bank Centralny (EBC).

Pytani o zdanie Włosi nie obwiniają o to wszystko ani wszechobecnej korupcji, ani zadłużających kraj polityków, ani nieudolnej biurokracji. Obwiniają o to euro i Niemców, którzy tym euro zarządzają. Chętnie więc zagłosowali na tych polityków, którzy do tej pory deklarowali, że wyprowadzą kraj ze strefy euro.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację