Kilka dni temu świat postanowił przypomnieć sobie o losie liczącej około 10 milionów osób mniejszości. Co prawda o tym, że ten naród – zamieszkujący Chiny, ale religijnie, kulturowo, a nawet fizycznie odróżniający się od większości zamieszkujących Państwo Środka – jest prześladowany i wyzyskiwany przez pekińskie władze, każdy, kto tylko chciał, mógł wiedzieć od lat. Ale dopiero od kilku dni po internecie krąży nagranie, na którym widać zakutych w kajdanki, bitych przez chińskich żołnierzy i zapędzanych do odjeżdżających w niewiadomym kierunku pociągów.

I ten ostatni punkt, proszę państwa, podkreślmy podwójnym wężykiem. Bo gdziekolwiek wywieziono członków prześladowanej mniejszości, ich podróż nie mogła trwać zbyt długo. Lufy chińskich karabinów odprowadziły ich bowiem do wnętrza jednego z nowoczesnych, superszybkich pociągów. Do złudzenia przypominającego te, które mknąć będą wkrótce Nowym Jedwabnym Szlakiem, projektem mającym przypieczętować status Państwa Środka jako globalnego mocarstwa. Bingo. Trudno o ciąg skojarzeń lepiej odpowiadający rosnącemu napięciu między Chinami a Zachodem – superszybkie zniewolenie; eksport przemocy; jedwabna ścieżka zdrowia.

Ujgurzy nadają się do obsadzenia w roli sumienia wolnego świata z jeszcze jednego powodu. Wprost wymienił go niedawno amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo, wzywając narody zamieszkujące Chiny do zrzucenia z siebie komunistycznego jarzma. I to wszystko oczywiście prawda, mniejszości narodowe są przez Pekin prześladowane od poczęcia aż do nienaturalnej śmierci. Sterylizacja, przymusowe aborcje, obozy przymusowej pracy – oczy Zachodu nie otworzyły się na tę rzeczywistość wczoraj. Odpowiedź na pytanie, dlaczego dopiero teraz obudziło się jego sumienie, jest aż nadto oczywista. Jeżeli miałoby dojść do zwarcia z Chinami, to rzecz jasna w imię walki o wolność i prawa człowieka. Jak trudno jest patrzeć bez współczucia na ujgurską kartę, tak też niełatwo jest przełknąć cynizm gry, na potrzeby której wyciągnięto ją właśnie z rękawa.