Chodzi w nim nie o religię, tylko o czystą politykę i trwającą w Polsce wojnę kulturową. O to, że Polacy „nowocześni" pogardzają „nienowoczesnymi" jako ciemnogrodem, co pogardzanych oburza. Tak naprawdę religijność Polaków jest letnia, a punkt wrzenia osiągają tylko spory o rozmaite prowokacje, takie jak „Kler" Wojciecha Smarzowskiego, „Klątwa" Olivera Frljicia czy „Pasja" Doroty Nieznalskiej, czyli ukrzyżowane męskie genitalia.

Dlaczego tak sądzę? Otóż gdyby kwestia religijności tak mocno przejmowała Polaków, jak wynika z żenującej awantury o żenujący fotomontaż, mielibyśmy w naszym kraju sztukę religijną. Tymczasem niczego takiego nie mamy, wyłączając pojedyncze dzieła stricte dewocyjne, opowiadające np. o żywotach świętych, jak choćby „Faustyna" w reżyserii Jerzego Łukaszewicza czy biograficzne filmy o Janie Pawle II. Jest też, rzecz jasna, odpustowe malarstwo czy architektura spod znaku Lichenia. Ale w zasadzie nic więcej. Polski teatr, kino i literatura sprawami wiary generalnie się nie zajmują.

Te refleksje przyszły mi do głowy przy okazji lektury powieści „Kult" Łukasza Orbitowskiego, którą czytałem mniej więcej w tym czasie, kiedy trwała polityczna awantura o tęczową Matkę Boską Częstochowską. Jest to opowieść o objawieniach maryjnych w dolnośląskiej Oławie, które ściągały do tego miasteczka setki tysięcy wiernych w latach 80. XX wieku. Wtedy polska religijność miała tak wysoką temperaturę, że musiała interweniować komunistyczna władza. Podobnie było w przypadku objawień w Zabłudowie opisanych przez Piotra Nesterowicza w „Cudownej", gdzie doszło do regularnych zamieszek (tam rzecz działa się w latach 60.). Ale podałem te przykłady również dlatego, że w zasadzie wyczerpuje to literackie próby opisania polskiej religijności w ostatnich latach. I to nie jest przypadek, bo przecież kino Krzysztofa Zanussiego czy Witolda Leszczyńskiego nie znalazło kontynuatorów. Kontemplacyjne malarstwo Jerzego Nowosielskiego też nie ma następców. Z tego prostego powodu, że namysł nad chrześcijańską duchowością i dylematy religijne mało kogo dziś naprawdę obchodzą. I nie mam na myśli tylko artystów.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia