Tak, to oni, winni całego zła, jakie dokonało się w minionej pięciolatce. Prowodyrzy brexitu, jak brexitu, to i na pewno późniejszego zwycięstwa Trumpa, a że „Boh troicu lubit", nie zapominajmy też o wszędobylskich rosyjskich szpiegach, którzy również – nie ma co do tego wątpliwości – byli tu czynni.

Wstyd się przyznać, ale dopiero niedawno zapoznałem się z wynikami zakończonego przed kilkoma miesiącami śledztwa, jakie Wielka Brytania przeprowadziła w sprawie wpływu działalności Cambridge Analytica (CA) na wyniki brexitowego referendum. Usprawiedliwia mnie chyba tylko fakt, że gdyby na każdy tysiąc tekstów głoszących zbrodniczość nieistniejącej już firmy przypadał choć jeden omawiający wyniki śledztwa w tej sprawie, trafiłbym na nie z pewnością dużo szybciej. Jedynym sensownym podsumowaniem całej historii jest fraza, jaką Janina Paradowska wygłosiła kilkanaście lat temu, przy okazji publikacji raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych: żeby wygonić królika, myśliwi spalili las. Trwające trzy lata analizowanie „cyfrowego stogu siana" – jak wyraziła się brytyjska komisarz ds. informacji – nie przyniosło żadnych dowodów nie tylko na powiązanie CA z rosyjskimi służbami, ale nawet na dopuszczenie się przez firmę znaczących nadużyć wobec prywatności obywateli Wielkiej Brytanii.

Wyniki tego śledztwa są jednak, zwłaszcza w kontekście ostatnich działań cyfrowych gigantów, ciekawą lekturą. Oto bowiem środowiska na co dzień zwalczające spiskową teorię dziejów przez ładnych parę lat propagowały jedną z najbardziej ambitnych (ambicja jest w tym kontekście synonimem fobii) teorii spiskowych czasów nowożytnych. Nie mogło być przecież tak, że Brytyjczycy sami z siebie, niezhakowani przez cyfrowych szarlatanów czy KGB, chcieli opuścić Unię, a Amerykanie wybrać Trumpa na swojego prezydenta. W demokracji większość decyduje przecież tylko wtedy, kiedy głosuje tak, jak oczekuje tego od niej światła elita. W przeciwnym wypadku ktoś ją zmanipulował, okłamał albo przekupił.

A jeżeli się okaże, że jednak nie, że ci, którzy podejmowali wszystkie te decyzje już tak po prostu mają? Wtedy wdrożyć należy etap drugi obrony demokracji – usuwamy ich z cyfrowej agory jak tysiące kont zwolenników Trumpa. Może to już brodzenie w oparach teorii spiskowych, ale naprawdę, czy aż tak stąd daleko do odebrania praw wyborczych tym, którzy na to nie zasługują? W imię obrony demokracji, rzecz jasna.