Parafrazując popularne przed 39 laty powiedzenie: nie ma zwycięzców ani zwyciężonych, są tylko sami przegrani. PiS przegrało, bo porzuciło, co było wartościowe, i doprowadziło tę partię do władzy w 2005 roku oraz częściowo nawet w 2015 roku: budowę silnego państwa zamiast transformacyjnej prowizorki. Obietnicę mocnej pozycji międzynarodowej i takiejż polityki historycznej. Przegrało, bo uczyniło z państwa jeszcze żałośniejszą „kamieni kupę” niż w czasach, kiedy autor tego powiedzonka dawał popisy nieudolności jako minister spraw wewnętrznych. Najważniejsze stało się rozdawnictwo. Kto da więcej, kupi nasz głos!

Koalicja Obywatelska przegrała, bo porzuciła obywatelskość, półgębkiem tylko bąka o niepowetowanych szkodach, jakie Polsce przyniosła PiS-okracja. Dała sobie narzucić grę na boisku obiecanek, gdzie opozycja nigdy wygrać nie może, bo rządzący zawsze będą na lepszej pozycji, dopóki nie doprowadzą do ostatecznej katastrofy. Przegrała, bo nie umie powiedzieć, jakiego państwa pragnie i że państwo dzisiejsze zmierza do zapaści.

Przegraliśmy wszyscy, bo daliśmy się wepchnąć w rolę sprzedajnego tłumu, któremu trzeba dostarczyć kotleta schabowego i taniej rozrywki; bo pozwoliliśmy sobie wmówić, że nie są ważne sądy, publiczne media i służba cywilna, skoro inni skandują jedynie słuszne slogany. Tak rodzi się dyktatura, o czym przekonujemy się zawsze poniewczasie.

W zapomnianych czasach dawnej Solidarności wyszło na jaw to, co w nas najlepsze. Własnymi siłami odzyskaliśmy wolność mimo nasrożonej potęgi Sowietów. Musiały jednak nadejść czasy, kiedy wyłazi to, co w nas najgorsze. W ten sposób przez własną bezsilność możemy wolność utracić, mimo że siły na nią nastające nie są ani mocarstwowe, ani zewnętrzne. Niestety – jak napisał pewien niemodny dziś filozof – narodom tak jak kobietom nie wybacza się chwili zapomnienia.