To nic, że wciąż zachorowanie na raka dla wielu Polaków oznacza wyrok, że do wielu procedur medycznych powszechnych na Zachodzie nie mamy dostępu. To nic, że Polacy jak wyjeżdżali z kraju, tak wyjeżdżają, szukać szczęścia na „zepsutym” Zachodzie.

Patrzymy z wyższością na Amerykanów, którzy nie radzą sobie z farmami trolli w internecie, i Brytyjczyków, którym obca propaganda próbowała ustawić wynik referendum, ale zapominamy, że przez kilka lat nie udało się ustalić genezy afery, która polegała na podsłuchiwaniu przy jednym stoliku w jednej restauracji grupy najważniejszych osób w państwie. Już nawet nikt nie próbuje badać i dociekać, co jeszcze zawierają czyjeś (pytanie: czyje?) piwniczki z nagraniami i kompromatami.

Będziemy ewangelizować Europę. To nic, że u nas, w chrześcijańskim kraju, powiedzenie nieprawdy, a nawet kłamstwo nie jest już grzechem ani żadnym problemem (bo w polityce można), że statystyki pokazują jeden z największych na świecie spadków praktyk religijnych, a polskie małżeństwa nie decydują się na dzieci i mamy wciąż jedną z największych zapaści demograficznych w Europie. Im głośniejszy słychać krzyk „Wielka Polska”, tym dłużej młodzi ludzie mieszkają u mamy i liczą na niebieskie migdały.

Są dwa światy. Świat aspiracji, byśmy zmieniali Polskę na lepsze i przestrzegali zasad, nawet jeśli ktoś je złamał w Paryżu czy Madrycie. I świat opowieści, że jesteśmy najlepsi we wszystkim, że tylko nasi dziadowie byli w 100 procentach waleczni i szlachetni, opowieści, w której każda krytyka własnych wad nazywana jest zdradą narodową. W tym świecie od młodego pokolenia nie wymaga się już niczego prócz tego, by bezkrytycznie wierzyło w nasze narodowe mity. Jest świat szacunku dla zachodnich wartości, bo dzięki nim nikt nas na siłę nie uczy rosyjskiego, i świat rechotu, że sąsiadom za zachodnią miedzą stodoła się hajcuje. Na naszych oczach powstają nowi Sarmaci, którzy są przekonani, że wykrzyczymy wreszcie wszystkim zachodniakom prosto w twarz, „jaką są mizerią, i pokażemy im ich nędzę”. Wystarczy tylko, że głos tego patriotycznego chóru wesprą media, a jakże, powtarzające nowosarmacką narrację władzy. Od momentu, gdy większość narodu w to uwierzy, do klęski droga krótka: tego nas nauczyła historia.