Ten sam znak graficzny znaczy zupełnie co innego w przestrzeni dwóch różnych miast. Swastyka powieszona dziś przy Unter den Linden, spacerowej alei Berlina, oznaczałaby coś zupełnie innego niż ten sam symbol umieszczony przy warszawskim placu Piłsudskiego. W stolicy zjednoczonych Niemiec skojarzenie z najbardziej haniebnym okresem w historii kraju i zbrodniami Hitlera jest jednoznaczne. Nie jest więc przypadkiem, że swastyk na Unter den Linden nie wiesza się nawet na potrzeby filmów. Niemcy wolą, by ten epizod historii został jak najszybciej zapomniany.

Co znaczy swastyka przy warszawskim placu Piłsudskiego, gdzie znajdują się Grób Nieznanego Żołnierza oraz krzyż papieski, pod którym podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II padły pamiętne słowa: „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”? W mieście zrównanym z ziemią przez hitlerowców, gdzie Niemcy w czasie wojny, po latach niewyobrażalnego terroru, wymordowali około 200 tys. ludzi? Cóż, przypomina o tych właśnie czasach, czasach triumfu zła. Każdy, kto widział kiedyś zdjęcia okupowanej Warszawy, ma takie skojarzenie, gdy zobaczy wielką flagę ze swastyką powieszoną na kamienicy w centrum miasta. Nie chodzi o to, że nie mamy wspominać II wojny światowej, tylko o to, że w ten sposób przypominamy nie o heroizmie warszawiaków, lecz o zwycięstwie hitlerowców. To dlatego swastyki powieszone przy realizacji widowiska „Wolność we krwi” wzbudziły takie kontrowersje.

W ogóle inscenizację z 15 sierpnia prześladował pech: artyści nie zgadzali się na wykorzystanie piosenek, twórcę plakatu oskarżono o plagiat, a do tego jeszcze swastyki, które nie spodobały się wielu osobom. I to niekoniecznie tym o poglądach prawicowych (krytycznie wypowiedział się na ich temat np. lewicowy kandydat na prezydenta miasta Jan Śpiewak). Oczywiście, chodziło tu o wzmocnienie przekazu widowiska opowiadającego historię 100 lat niepodległości. No, ale ten nieszczęsny kontekst… Pewnym wytłumaczeniem może być to, że reżyserem był Holender, który polskiego kontekstu znać nie może. Cóż, w Amsterdamie swastyka znaczy zapewne jeszcze coś innego.

Autor jest zastępcą dyrektora Programu III Polskiego Radia