Nie ma lepszej opowieści do refleksji przed Wielkanocą tego roku. Nie pracowali nad nią piarowcy ani analitycy z Cambridge Analytica. Wstrząsnęła nami czysta prawda czyjegoś życia.

Na uroczystościach pogrzebowych byli prezydenci i premierzy, relacje zdali duchowni, w których asyście pułkownik się nawrócił. Historia wizyt Arnauda Beltrame’a w opactwie, czytana dzisiaj z wypiekami na twarzy przez laicką Francję, powinna zrobić wrażenie na katolickiej Polsce. Tragiczna śmierć żandarma, który oddał się w ręce terrorysty zamiast zakładniczki, pokazuje, jak bardzo Zachód potrzebuje prawdy, nie krzyków „ojczyzna, ojczyzna”, nie odsądzania innych od czci i wiary i nie demonstracji z pochodniami. Zachód potrzebuje postawy i świadectwa, zgody tego, jak się mówi, z tym, jak się żyje. Europa potrzebuje tej integralności, o której zapomniała, zarobiwszy pieniądze. To, że w XXI wieku mężczyzna w pełni sił, przed którym życie stoi otworem, decyduje się oddać za kogoś życie – nie jako dziwak czy dewot, ale jako człowiek, który świadomie umiera tak, jak żył – powoduje, że przystajemy na moment w zadumie.

Przypominający wielu Europejczyków z klasy średniej, jedzących rano croissanty, jajecznicę lub bekon, kończących dzień w dublińskim pubie czy przy alzackim rieslingu, Beltrame jako występujący za życiem przeciw śmierci, przeciw terrorowi wchodzi do panteonu najważniejszych postaci kontynentu. Staje wobec Europy jako obywatel, jako wzór pokazujący, że warto zerwać się z kanapy, o której mówił papież. I to jest temat na ostatni moment przed świętami, a nie premie w polskim rządzie i nie rejs Mateusza Kusznierewicza.

Mało kto potrafi żegnać bohatera tak jak Francja. Dla jednych będzie świętym, dla innych herosem, ale zostaje w pamięci i łzach wzruszonej ojczyzny i Europy. Niech odpoczywa w pokoju!