Paweł Rożyński: Wirus cyfryzacji i automatyzacji

Prymitywny organizm, jakim jest koronawirus, w niezwykły sposób przyspieszył zmiany w gospodarce i na rynku pracy. Wiele wskazuje na to, że czeka nas era wysokiego bezrobocia i głębokich konfliktów społecznych.

Aktualizacja: 01.11.2020 22:08 Publikacja: 01.11.2020 21:00

Paweł Rożyński: Wirus cyfryzacji i automatyzacji

Foto: Pixabay

Bankierzy byli Bogami. Wysokie zarobki, bonusy, przebieranie w ofertach – ich tajemna wiedza o finansowej inżynierii wydawała się tego warta. Podziw ludzi mieszał się z niechęcią („banksterzy"). A filozofia „za duży, by upaść" gwarantowała bezkarność. Teraz jednak co chwila słyszymy o zwolnieniach w branży, jak ostatnio o 20 proc. redukcji załogi Santandera. To już prawdziwa rzeź etatów i placówek. Nawet bankomaty zaczynają dzielić los budek telefonicznych, których tylko trochę zachowało się jako przerobione kabiny prysznicowe na działkach. To tylko przykład zachodzących zmian, które doprowadziły do tego, że w Polsce Allegro jest warte ponad 80 mld zł, cztery razy więcej niż PKO BP czy PZU, a w USA kapitalizacja największego JP Morgan Chase jest 7 razy mniejsza niż Apple, 5 razy niż Amazona.

Klienci szybko się uczą, że nie muszą iść do oddziału, wystarczy komputer, a bank czy ubezpieczyciel zdalnie zweryfikują tożsamość, np. za pomocą wideoweryfikacji. Boty zastępują pracowników infolinii, a kurierzy sklepów. Podobnie taniejące roboty zastąpią ludzi w fabrykach. Nie zachorują, nie zagrożą odejściem, nie przyjdą po podwyżkę. W dobie internetu rzeczy i 5G wszystko będzie działo się automatycznie. Choć już słyszę te uspokajania, że „ktoś te roboty musi obsługiwać" albo „można się przekwalifikować", nie wierzę, że analityk banku, kasjerka czy górnik staną się szybko specjalistami w zakresie uczenia maszynowego, chmury albo OZE. Najdłużej będą bronić się usługi, ale nawet barmana zastąpi prędzej czy później (to już się dzieje w Azji) robotyczne ramię, z którym nie pogadasz, ale przynajmniej nie wrzuci Ci do drinka za dużo lodu.

Cyfryzacja i zdalna praca to potężny cios z branżę biurową. Nie wiemy, jak dalekie zajdą tu zmiany. Pandemia pokazała, że można w domu obsługiwać Zooma (może dlatego jest wart 130 mld dol.), jednocześnie robiąc sobie posiłki (biedni kucharze), czy opiekując się dziećmi (cios w opiekunki). Tak, wiem, na dłuższą metę można oszaleć. Ale szybko temu zaradzi psycholog, oczywiście wirtualnie. Przesada? Tak, ale powiedzieć, że czeka nas czas ogromnych zmian w pracy, to nic nie powiedzieć.

Z niedawnego raportu Światowego Forum Ekonomicznego wynika, że w ciągu pięciu lat niemal połowa pracowników na świecie będzie musiała poszukać nowego zajęcia. A połowa wszystkich zadań będzie wykonywana przez maszyny. To bardzo ostrożne szacunki.

Choć mocno wzrośnie bezrobocie (blokowane na razie różnymi tarczami i stymulusami), ci, co zachowają pracę, nie będą narzekać. Czas pracy skróci się najpierw do 35 godzin tygodniowo jak we Francji, a potem bardziej. Już teraz premier Finlandii Sanna Marin wzywa do wprowadzenia 6-godzinnego dnia pracy, przekonując, że pracując krótko, robimy to efektywniej.

Przyspieszenie cyfryzacji i zmian w łańcuchach dostaw uderzą nie tylko w biednych i mniej wykształconych, ale i w całe kraje. To będzie prawdziwa cyfrowa przepaść. Bogaci nie będą już potrzebować fabryk w państwach biednych, skoro proste roboty będą tanie, a uniknie się kosztów transportu. Umocni to podział świata i doprowadzi do kolejnych fal migracji. W gospodarce kluczem będzie teraz dostęp do taniej energii. I tu, niestety, przynajmniej na razie, Polska stoi na przegranej pozycji.

Bankierzy byli Bogami. Wysokie zarobki, bonusy, przebieranie w ofertach – ich tajemna wiedza o finansowej inżynierii wydawała się tego warta. Podziw ludzi mieszał się z niechęcią („banksterzy"). A filozofia „za duży, by upaść" gwarantowała bezkarność. Teraz jednak co chwila słyszymy o zwolnieniach w branży, jak ostatnio o 20 proc. redukcji załogi Santandera. To już prawdziwa rzeź etatów i placówek. Nawet bankomaty zaczynają dzielić los budek telefonicznych, których tylko trochę zachowało się jako przerobione kabiny prysznicowe na działkach. To tylko przykład zachodzących zmian, które doprowadziły do tego, że w Polsce Allegro jest warte ponad 80 mld zł, cztery razy więcej niż PKO BP czy PZU, a w USA kapitalizacja największego JP Morgan Chase jest 7 razy mniejsza niż Apple, 5 razy niż Amazona.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko