Toaleta o nazwie Pee Power (czyli „moc moczu") wytwarza prąd z uryny dzięki zastosowaniu bakteryjnego ogniwa paliwowego. Jest to urządzenie prototypowe i nie jest na razie bardzo wydajne. Mocy wystarcza w sam raz, żeby oświetlić wnętrze innowacyjnej latryny żarówkami LED. Toaleta zainstalowana na największym brytyjskim festiwalu muzycznym wyposażona była w 25 pisuarów (była to toaleta męska). Jak twierdzą inżynierowie z Uniwersytetu Zachodniej Anglii w Bristolu, zamontowanie toalety na festiwalu pozwoliło stwierdzić, że mocz zawierający alkohol sprawdza się w produkcji energii elektrycznej nie gorzej niż mocz abstynenta.

W swoim bristolskim laboratorium naukowcy napędzali moczem nie tylko żarówki LED, ale również ładowali smartfony i wprawiali w ruch małe silniczki. Twierdzą, że w sytuacji zupełnego braku jakiegokolwiek źródła prądu opracowana przez nich toaleta może bardzo się przydać.

Prądotwórczy wychodek działa w sposób następujący: w zbiorniku, do którego trafia mocz, zainstalowane są dwie elektrody, anoda i katoda. Bakterie osadzają się na anodzie i rozkładają związki organiczne zawarte w urynie. W wyniku tego procesu uwalniają się protony, które płyną ku katodzie poprzez półprzepuszczalną błonę. Uwalniają się również elektrony, które trafiają do obwodu elektrycznego. Cykl dopełniony jest reakcją redukcji tlenu zachodzącą na katodzie.

Wytwarzanie energii elektrycznej nie jest jedyną zaletą opracowanej w Bristolu toalety. W toku procesu rozkładana jest materia organiczna, ostateczny więc produkt jest przyjaźniejszy dla środowiska niż mocz. Wytwarzanie prądu obniża tzw. chemiczne zapotrzebowanie tlenu (ChZT), które jest miarą ilości zanieczyszczeń w ściekach. Urynoelektrownia może obniżyć ChZT moczu o 95 proc.