– Znaleźliśmy się w rozstrzygającym momencie. To, co się zdarzy tutaj, wpłynie na życie narodów na całym globie. Przyjechałem do samego serca Europy, aby powiedzieć, że Stany Zjednoczone i reszta świata potrzebują silnej, zamożnej, demokratycznej i zjednoczonej Europy – apelował w poniedziałek w Hanowerze Barack Obama. To było 50-minutowe przemówienie, które prezydent znacząco skierował do „ludu Europy", aby przypomnieć, jak wiele łączy narody Wspólnoty. Apel zwieńczył sześciodniową podróż Obamy po Bliskim Wschodzie, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Rodzaj testamentu, bo Obama jako przywódca Ameryki nie odwiedzi już więcej najważniejszych krajów Unii.
– Rozumiem frustrację z powodu sposobu prowadzenia negocjacji w Brukseli, sam prowadziłem rozmowy z Komisją Europejską. Ale nieprzypadkowo w każdym z 28 krajów Unii mamy demokrację, nie przez przypadek żaden z 28 krajów Unii nie toczył z innym wojny – oświadczył amerykański przywódca. Do stolicy Dolnej Saksonii przyjechali, żeby go wysłuchać, oprócz kanclerz Niemiec także premierzy Wielkiej Brytanii i Włoch oraz prezydent Francji.
Zaraz po dojściu do władzy w styczniu 2009 r. Obama odszedł od tradycyjnej strategii amerykańskiej dyplomacji, dla której to zjednoczona Europa była najważniejszym partnerem. To był słynny „pivot" – przesunięcie akcentu na relacje z Chinami i szerzej Azją. Głównym sukcesem prezydenta w sprawach zagranicznych okazało się od tego czasu nawiązanie współpracy z dawnymi wrogami – Iranem i Kubą, choć podobna taktyka nie udała się z Rosją. Jednocześnie zrażona porażką w Iraku i Afganistanie Ameryka pod kierunkiem Obamy niemal zupełnie wycofała się z Bliskiego Wschodu, pozostawiając nieprzygotowaną Europę ze skutkami arabskiej wiosny, a w szczególności wojny w Syrii. Unia do dziś nie może się też podnieść z kryzysu finansowego, który zapoczątkowało załamanie rynków finansowych w USA. I żaden prezydent Ameryki od czasów Jimmy'ego Cartera nie okazał się tak ustępliwy wobec Moskwy jak Obama,
Teraz prezydent zdaje się z przerażeniem odkrywać, jak fatalne skutki przyniosła ta polityka. W czasie weekendu w Londynie starał się przekonać Brytyjczyków do odrzucenia Brexitu w czasie czerwcowego referendum, posuwając się nawet w wywiadzie dla BBC do zawoalowanej groźby, że jeśli jednak Zjednoczone Królestwo postanowi pójść własną drogą, zawarcie nowego porozumienia o handlu między Londynem i Waszyngtonem „zajmie lata".
W Hanowerze prezydent zadeklarował poparcie dla otwartej polityki Angeli Merkel w czasie kryzysu z uchodźcami. – Trzeba umieć bronić naszych wartości także w czasach trudnych – chwalił kanclerz.