Baron Arndt Freytag von Loringhoven od trzech miesięcy czeka na zgodę Polski na podjęcie misji ambasadora Niemiec w Warszawie. To uzasadniona zwłoka?

- Według mego rozumienia funkcjonowania dyplomacji jest to dziwne. W czasie minionych 20 lat nie zdarzyło się, aby Polska nie udzieliła agrément jakiemukolwiek ambasadorowi, czy to z Rosji, Chin czy Korei Północnej, nie mówiąc już o państwach przyjaznych, członkach UE i NATO. W tym czasie wobec polskich ambasadorów zdarzyły się trzy takie przypadki – w 2000. roku w postkomunistycznej Gruzji Eduarda Szewardnadze oraz dwukrotnie w Iranie. Myślę, że ta sprawa znajdzie w końcu pozytywne rozwiązanie, na czym także bardzo zależy ministrowi Rauowi.

Czytaj także: Niemiecki ambasador w Polsce wciąż bez akceptacji MSZ

Sprawa ambasadora von Loringhovena była jedną z przyczyn pańskiej dymisji?

Decyzję o dymisji podjąłem wcześniej. Uznałem, że pewien etap mojej pracy został zakończony. Chodzi też o styl działania. Starałem się unikać konfrontacji, nie nadużywać języka geopolityki, czy prymatu interesu narodowego, a szukać porozumienia, akcentować potrzebę współpracy, solidarności i działań wielostronnych. Nie dlatego, żebym nie doceniał uwarunkowań geopolitycznych, czy potrzeby realizacji interesu narodowego, lecz dlatego, że uważam, że środkiem do realizacji tego interesu jest niekonfrontacyjna postawa, przewidywalność i akceptowany przez innych język. Obecnie nie widzę możliwości wniesienia większej wartości dodanej do polskiej polityki zagranicznej, dlatego ustępuję i zostawiam pole do działania innym.

Media przypomniały jednak wypowiedzi Zbigniewa Rau o tym, że rewolucja obyczajowa na Zachodzie doprowadzi do legalizacji zoofilii, kanibalizmu. Zachodni politycy zaufają takiemu ministrowi?

Gdy przechodziłem do MSZ, też mi wyciągano jakieś kuriozalne rzeczy z przeszłości, jak choćby to, że jestem hiszpańskim agentem. Trzeba się przygotować na krytykę ze strony opozycji, w końcu taka jest jej rola. Prof. Rau jest dobrze przygotowany do pełnienia funkcji ministra. Jako przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu był zwolennikiem kompromisu, co zaobserwowałem, gdy na początku kadencji poprosił mnie o spotkanie z Prezydium komisji, z udziałem przedstawicieli opozycji.

Cały wywiad z byłym ministrem spraw zagranicznych Jackiem Czaputowiczem w jutrzejszej "Rzeczpospolitej" i na rp.pl