Syntetyczny wskaźnik koniunktury gospodarczej (SI), obliczany przez GUS na podstawie ankiety wśród ponad 20 tys. firm, spadł w lipcu do 101,1 pkt, ze 101,8 pkt w czerwcu. Tak nisko poprzednio był w marcu 2017 r. Choć SI w trendzie spadkowym jest już od początku 2018 r., wciąż utrzymuje się powyżej długoterminowej średniej (100 pkt). Historyczne zależności między nim a produktem krajowym brutto, najszerszą miarą aktywności w gospodarce, sugerują zaś, że ta ostatnia wciąż rośnie w tempie ponad 4 proc. rok do roku.
Czytaj także: Fatalne dane o produkcji. To początek spowolnienia?
Mimo to w wynikach lipcowych badań GUS wśród firm widać pewne niepokojące sygnały. Koniunktura pogorszyła się we wszystkich sektorach gospodarki, w największym zaś stopniu w usługach oraz w handlu detalicznym, które za sprawą solidnego wciąż popytu konsumpcyjnego powinny sobie radzić dobrze.
Gorsze nastroje przedsiębiorstw mogą być pokłosiem tego, że w czerwcu wzrost konsumpcji zapewne wyhamował za sprawą pogorszenia sytuacji na rynku pracy. Jak wynika z danych opublikowanych w minionym tygodniu, fundusz płac w sektorze przedsiębiorstw (suma wynagrodzeń wszystkich zatrudnionych), zwiększył się w ujęciu realnym o ok. 5,5 proc. rok do roku, najmniej od grudnia 2016 r. Był to przede wszystkim efekt wyraźnego wyhamowania wzrostu średniego wynagrodzenia, co ekonomiści w większości uważają za zjawisko przejściowe.
Dynamikę konsumpcji, która była w ostatnich latach głównym motorem szybkiego wzrostu polskiej gospodarki, teoretycznie podtrzymać może również kredyt, który płynie do gospodarstw domowym coraz szerszym strumieniem. Z danych opublikowanych w poniedziałek przez Narodowy Bank Polski wynika, że zobowiązania gospodarstw domowych z tytułu kredytów w czerwcu wzrosły o 6,4 proc. rok do roku (w ujęciu transakcyjnym, czyli po korekcie o wahania wyceny zobowiązań), po 6,3 proc. w maju i 6 proc. w poprzednich kilku miesiącach. Po raz ostatni szybciej rosły one na początku 2012 r. Przy tym w czerwcu przyspieszył zarówno wzrost zobowiązań Polaków z tytułu kredytów konsumpcyjnych (do 9,2 proc. rok do roku, z 9 proc. w maju), jak i z tytułu kredytów hipotecznych (do 5,3 proc. rok do roku, z 5,2 proc. miesiąc wcześniej). – Niska stopa bezrobocia i szybki wzrost dochodów gospodarstw domowych zwiększają ich zdolność kredytową i ograniczają ryzyko kredytowania, co powoduje, że sektor bankowy chętnie angażuje się w segment kredytów konsumpcyjnych. Sprzyja temu również relatywnie wysoka marżowość tego typu produktów oraz krótkie terminy zaangażowania kapitału – tłumaczy Adam Antoniak, ekonomista z Banku Pekao. – Nie sądzę jednak, żeby kredyt konsumpcyjny miał dziś istotny potencjał antycykliczny – dodaje.