Prof. Marcin Czech: Szkolny korytarz jest niebezpieczny

Zamiast nauczania zdalnego wprowadziłbym lepsze metody dystansowania uczniów: podzielił przerwy i włączył uczniów do prac porządkowych – mówi prof. Marcin Czech, epidemiolog, były wiceminister zdrowia, kierownik zespołu kontroli zakażeń szpitalnych w Instytucie Matki i Dziecka.

Publikacja: 16.08.2020 18:14

prof. Marcin Czech

prof. Marcin Czech

Foto: Fotorzepa, Milena Marciniak

1 września rok szkolny ma się rozpocząć tradycyjnie, a nie zdalnie. Ani uczniowie, ani nauczyciele nie będą mieli obowiązku noszenia maseczek. Część rodziców boi się, że to gotowy przepis na zakażenie.

Zabezpieczenie przeciwepidemiczne to działanie kompleksowe, a maseczki są tylko jego elementem. Trudno wymagać od uczniów noszenia maseczek, choć można rozważać je w starszych klasach. Maseczki zalecałbym starszym nauczycielom, którzy nosiliby je również dla własnego komfortu psychicznego. Jeśli zaś chodzi o zabezpieczenie epidemiczne, polegałbym na innych metodach.

Na jakich?

Dyrektorzy powinni dostać z ministerstw Zdrowia i Edukacji Narodowej dokładne rządowe wytyczne z pomysłami rozwiązań do wprowadzenia lokalnego. Nie są epidemiologami i im samym mogą nie przyjść do głowy proste rozwiązania, które pozwolą zredukować ryzyko zakażenia. Chodzi przede wszystkim, by nie tworzyć skupisk ludzkich.

Taki model już jest, w szkołach mają obowiązywać trzy metody nauczania: powrót na zajęcia do budynku, odesłanie części dzieci do domu i nauczanie zdalne.

Nauczanie zdalne nie jest najlepszym rozwiązaniem ze względu na aspekty społeczne – brak kontaktu z rówieśnikami i nauczycielami, a także edukacyjne. Wszyscy wiemy, jak często wygląda nauka zdalna. Dziecko loguje się na lekcję matematyki, a potem odwraca na drugi bok i idzie spać, żeby po 40 min się obudzić i zadać pytanie o ostatnie zadanie na tablicy. Myślę raczej o lepszych metodach dystansowania uczniów.

Podział na dwie grupy – poranną i popołudniową – nie wystarczy?

Dystansowanie społeczne przybiera różne formy. Można przesunąć przerwy, by cała szkoła nie spotykała się jednocześnie na korytarzu, ale tylko jedna czwarta uczniów. Część klas może zaczynać lekcję o godz. 8, druga o 8.20, trzecia o 8.40. Podobnie w stołówce – pory posiłku też można podzielić, a dzieci sadzać na co drugim krześle. Również do szatni puszczałbym dzieci w kilku turach, a nauczycielom polecił, by nie mieszali się w pokoju nauczycielskim na przerwach lub zakładali maseczki, jeśli muszą tam iść. Wychowawcom najmłodszych klas, którzy prowadzą w nich wszystkie zajęcia, zalecałbym całkowitą izolację od reszty kadry i uczniów. Tak by w razie zakażenia kwarantanną objęto 30 osób plus rodziny, a nie 1000 osób plus.

Wiele szkół nie ma takich możliwości lokalowych, a personel i tak jest już obciążony dodatkowymi obowiązkami przy zapobieganiu koronawirusowi.

Dlatego w niektórych czynnościach mogliby go wyręczać sami uczniowie. Każdą klasę uczyniłbym odpowiedzialną za mycie fragmentu korytarza, sali lekcyjnej, klamek i drzwi, co ma także walor wychowawczy. Dzieci tym chętniej włączą się we wspólne działania, im bardziej będą świadome zagrożenia. W zapobieganiu epidemii niezwykle ważna jest edukacja, dlatego wprowadziłbym spotkania na temat koronawirusa z lekarzem, ratownikiem medycznym, pielęgniarką, a w przypadku starszych uczniów, licealistów – także rówieśnikiem, który przeszedł Covid.

Dlaczego licealiści mieliby się uczyć od rówieśnika?

To szczególna grupa, kontestująca autorytety, do której suche komunikaty z radia czy informacje wyniesione z lekcji pewnie nie trafią. Kontakt z rówieśnikiem, który pokaże, że Covid-19 to nie bajka i może realnie zaważyć na ich życiu, może okazać się kluczowy. A pamiętajmy, że to właśnie w okresie licealnym rodzi się potrzeba bliskości. Myślę, że ozdrowieniec po przejściach przekonałby wielu zbuntowanych nastolatków do systematycznego dezynfekowania rąk w ustawionych na korytarzach dozownikach.

Recepty doskonałe, ale wielu dyrektorów nigdy ich nie pozna.

Dlatego uważam, że powinny przybrać formę oficjalnych rządowych wskazówek wydanych przez Ministerstwo Zdrowia i MEN. Nie oczekuję, że dyrektorzy opracują je sami. Mnie oraz zarządowi Instytutu Matki i Dziecka przygotowanie i wdrożenie wytycznych dla szpitala zajęło dwa miesiące codziennych spotkań po dwie–trzy godziny. Obawiam się, że gdy 1 września wszyscy wrócą do szkół, będzie za późno na ich opracowywanie. Ale na razie mamy jeszcze czas.

—współpraca Katarzyna Gębala

1 września rok szkolny ma się rozpocząć tradycyjnie, a nie zdalnie. Ani uczniowie, ani nauczyciele nie będą mieli obowiązku noszenia maseczek. Część rodziców boi się, że to gotowy przepis na zakażenie.

Zabezpieczenie przeciwepidemiczne to działanie kompleksowe, a maseczki są tylko jego elementem. Trudno wymagać od uczniów noszenia maseczek, choć można rozważać je w starszych klasach. Maseczki zalecałbym starszym nauczycielom, którzy nosiliby je również dla własnego komfortu psychicznego. Jeśli zaś chodzi o zabezpieczenie epidemiczne, polegałbym na innych metodach.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po” także od położnej. Izabela Leszczyna zapowiada zmiany
Diagnostyka i terapie
Zaświeć się na niebiesko – jest Światowy Dzień Świadomości Autyzmu
Diagnostyka i terapie
Naukowcy: Metformina odchudza, bo organizm myśli, że ćwiczy
Diagnostyka i terapie
Tabletka „dzień po”: co po wecie prezydenta może zrobić ministra Leszczyna?
zdrowie
Rośnie liczba niezaszczepionych dzieci. Pokazujemy, gdzie odmawia się szczepień