Nowa Huta, Nowe Tychy, nowe wielkie osiedla zupełnie jak miasta. W Warszawie Ursynów, Rataje w Poznaniu, Fordon w Bydgoszczy. Czy to przeszłość? Ale przecież jej zmaterializowany, zorganizowany kształt jest trwale obecny w naszej przestrzeni. To rzeczywistość, która dzisiaj jest przedmiotem z jednej strony refleksji naukowej, a z drugiej obszarem aktywności ruchów społecznych. Dla miasta Tychy dziedzictwo Nowego Miasta, architektura i urbanistyka lat 1955–1989 to również kwestia odpowiedzi, jak przestrzeń przeszłości ma nam służyć w przyszłości.
Jak wykreowana w ciągu kilkudziesięciu lat przestrzeń miejska, żywy organizm ze swoim dziedzictwem trudnej czasem przeszłości, którą chcemy odrzucić i zapomnieć, jest jednak dziedzictwem myśli twórczej, powstałej wysiłkiem wielu ludzi, którzy żyli i działali w tamtym czasie. I których rezultaty pracy są ważne i dzisiaj. Świat był inny, ale marzenia o lepszej przyszłości równie silne. Jak więc tamtą przestrzeń traktować, jak szanować własną przeszłość, mimo że nie wszystko z niej chcemy uznać za dobre? Ale przecież działalność architektów i inwestorów, ówczesnej władzy publicznej i polskiego fenomenu, jakim były spółdzielnie mieszkaniowe, jednak tworzyła tkankę życia społecznego i wspólnoty w zarządzaniu.
Zaczyn wspólnej odpowiedzialności będący dzisiaj emanacją w formie naszego samorządu gminnego. Na ile wówczas tworzono to, co dzisiaj w ustawie o planowaniu nazywamy dobrami kultury współczesnej i które w studium zagospodarowania przestrzennego miasta powinny być ujawnione, tworzyć jego znaki wartości? Obiekty, które mogą i czasami stają się zapisami w gminnej ewidencji zabytków. A więc podlegać ochronie przez nas, członków wspólnoty miejskiej. Które może w większym stopniu powinny stać się przedmiotem aktywnej działalności miejskich konserwatorów zabytków.
Ale podlegać modernizacji, tak jak w konkursie Modernizacja Roku, gdzie doceniamy aktywność inwestorów i projektantów dostosowujących budynki przeszłości do dzisiejszych potrzeb. Miasto też musi być modernizowane. Nazywamy to często rewitalizacją, ale przecież nowe miasta nie są miastami upadłymi. Są miastami pełnymi żywotności i gotowości do rozwoju. Co jest więc ich wartością? Czy budynki, czy też standard urbanistyczny który zaczynamy coraz częściej doceniać w czasie prymatu rynku nad wartością dobra publicznego jakim powinno być miasto. Czyli rozległe tereny zieleni, mimo że kosztowne w utrzymaniu. Osiedlowe boiska, mimo że czasem zapuszczone.