Stabilność prawa to dziś rzadka wartość. Przyzwyczailiśmy się do ciągłych zmian. Każda ma być uproszczeniem, ułatwieniem i koniecznie poprawić to, co popsuli poprzednicy. Tymczasem w praktyce to często prawdziwa zmora. Z tego powodu niejedne plany legły w gruzach. W wielu wypadkach zdecydowanie byłoby lepiej, gdyby politycy mniej mieszali w prawie.
Wydawane od połowy lipca 2003 r. warunki zabudowy są bezterminowe. Dla wielu dużym zaskoczeniem było, kiedy 1 stycznia tysiące tych decyzji straciło swoją ważność na skutek wejścia w życie nowego prawa wodnego. Można się wprawdzie ubiegać o nowe. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że się je dostanie. Trzeba bowiem spełnić nowe warunki. Niby cel zmian był szczytny. Ma powstawać mniej inwestycji na terenach zalewowych. Problem jednak w tym, że w wielu wypadkach nieruchomości nigdy nie były zagrożone powodzią. Mimo to warunki dla tych działek także straciły ważność.
To samo prawo wodne narobiło również niezłego bałaganu, gdy chodzi o pozwolenia wodnoprawne. Inwestorzy mają problemy z otrzymaniem tej decyzji, ponieważ zmienił się urząd, który je wydaje, Zamiast starostw są to teraz Wody Polskie, a te są dopiero w fazie organizacji. Po co było zmieniać coś, co działało dobrze?
Jeszcze trzy lata temu nikt również nie przypuszczał, że prywatnego gruntu rolnego nie będzie można swobodnie kupić ani sprzedać. Owszem, wszyscy wiedzieli, że wielkimi krokami zbliża się termin, kiedy przestaną obowiązywać zezwolenia na zakup polskiej ziemi rolnej przez obywateli innych państw unijnych. Politycy od dawna mówili też o zmianie przepisów.
Nikt się jednak nie spodziewał, że nowe prawo będzie restrykcyjne przede wszystkim dla polskich obywateli.