Brexit tonie w pandemii. COVID-19 ukryje koszty rozwodu z UE?

Rokowania stoją w miejscu, ale Johnson nie przedłuży okresu przejściowego. Covid-19 ma ukryć koszt rozwodu z UE?

Aktualizacja: 22.05.2020 06:39 Publikacja: 21.05.2020 18:33

Jeśli zabraknie umowy o współpracy Brukseli i Londynu, od 1 stycznia 2021 r. wymiana towarów i usług

Jeśli zabraknie umowy o współpracy Brukseli i Londynu, od 1 stycznia 2021 r. wymiana towarów i usług będzie obłożona cłami. Na zdjęciu: brukselski park rozrywki Mini Europa

Foto: AFP

W liście z 19 maja negocjator Londynu David Frost sięgnął do sformułowań, które przystają do Wielkiego Bazaru w Stambule, ale nie etykiety wysłannika Jego Królewskiej Mości.

„Propozycje Unii są warte niewiele, są niskiej jakości. Nie możemy zrozumieć, co takiego powoduje, że tylko Wielka Brytania jest wśród unijnych partnerów niegodna propozycji sprawdzonych układów o wolnym handlu. Mam nadzieję, że w nadchodzących tygodniach Unia zastanowi się nad rozwiązaniami, które pozwolą pójść do przodu" – napisał do swojego odpowiednika Michela Barnier.

Przeprowadzka banków

Dwa dni później otrzymał odpowiedź: nie może być żadnego automatyzmu w przyznawaniu korzyści, które Unia mogła w odmiennym kontekście i okolicznościach przyznać często całkowicie różnym partnerom. Biorąc pod uwagę bliskość geograficzną i daleko posuniętą współzależność gospodarczą, musimy uzyskać poważne gwarancje co do warunków równej konkurencji, aby zapobiec naruszeniu równych warunków wymiany – uznał Francuz.

Wymiana korespondencji wieńczy zakończenie w piątek trzeciej rundy rokowań, które za sprawą Covid-19 są prowadzone zdalnie. To nie pomaga w wypracowaniu kompromisowych rozwiązań. Czwartą rundę zaplanowano na 1 czerwca. Czas goni, bo pod koniec czerwca upływa termin, w którym Wielka Brytania musi wystąpić o przedłużenie okresu przejściowego poza 31 grudnia 2020 r. Jeśli tak się nie stanie, a Frost i Barnier nie znajdą jakiejś formuły przyszłej współpracy, z nowym rokiem wymiana towarów i usług zostanie objęta wysokimi cłami. O tym, że taka perspektywa jest coraz poważniej brana pod uwagę przez biznes, świadczą doniesienia Bloomberga, że w londyńskiej City banki rozważają przeniesienie części działalności na kontynent, byle nie wypaść z rynku operacji w strefie euro.

Jednak Boris Johnson, choć kilka tygodni temu spojrzał za sprawą Covid-19 śmierci w oczy i być może w wielu sprawach zmienił system wartości, gdy idzie o brexit pozostał niewzruszony. Dla niego żadnej zwłoki być nie może.

– Teorii, z czego to wynika, jest kilka. Jedna z nich zakłada, że kataklizm spowodowany pandemią jest dla gospodarki tak wielki, iż w jego ramach negatywne skutki brexitu przejdą niezauważone, zwalniając premiera z odpowiedzialności za wyprowadzenie kraju z Unii. Inna mówi o zagraniu pokerowym – założeniu, że Unia, która sama jest pogrążona w głębokiej recesji, pójdzie w ostatniej chwili na ustępstwa, aby oszczędzić europejskim firmom dodatkowych kłopotów – mówi „Rzeczpospolitej" Ian Bond, dyrektor w londyńskim Center for European Reform (CER).

Brytyjczycy w Hiszpanii

Choć Królestwo przestało być częścią Unii 31 stycznia, do końca roku należy do jednolitego rynku, stosuje jego reguły i płaci składkę do budżetu UE. Johnson ma nadzieję, że po tej dacie Wielką Brytanię zwiąże z kontynentem podobny układ o wolnym handlu, jaki już istnieje między Wspólnotą a Kanadą czy Japonią.

Jednak Bruksela stawia surowe warunki. Chce, aby Królestwo respektowało unijne zasady pomocy państwa, konkurencji podatkowej, ochrony środowiska czy zabezpieczeń socjalnych. Twierdzi, że w przeciwnym wypadku pod bokiem Europy wyrośnie ultraliberalny kraj, skąd po niższych kosztach firmy będą zalewały Unię tańszymi usługami i produktami. To byłby tzw. Singapur na Tamizie. Ewentualne spory w tej sprawie miałby rozstrzygać Trybunał Sprawiedliwości UE.

Takich warunków Bruksela nie postawiła jednak Ottawie czy Tokio. Pandemia spowodowała ponadto, że unijna centrala straciła de facto kontrolę nad pomocą publiczną w krajach członkowskich – w samych Niemczech do firm popłynął szeroki strumień setek miliardów euro subwencji publicznych, choć narusza to warunki równej konkurencji w Unii.

Innym problemem spornym jest dostęp europejskich, a szczególnie francuskich, rybaków do brytyjskich łowisk. Johnson chce, aby kwoty połowowe były ustalane co roku. Barnier upiera się przy umowie wieloletniej.

Kolejny front walki otworzył minister środowiska Michael Gove, bliski współpracownik premiera. Zarzucił krajom UE, że lekceważą prawa 1,2 mln Brytyjczyków, którzy żyją na kontynencie. Dostało się Francji i Hiszpanii, gdzie poddanych Elżbiety II jest najwięcej, ale też Węgrom, Czechom, Słowacji. Czy w rewanżu ucierpi na tym 3,5 mln obywateli UE (w tym około 650 tys. Polaków), którzy mimo brexitu pozostali na Wyspach, nie wiadomo.

Ale Gove też potwierdził, że Londyn zaczął budować trzy agencje celne w Irlandii Północnej, które będą sprawdzać towary przybywające z Wielkiej Brytanii z przeznaczeniem na rynek Republiki Irlandii i reszty Unii. To przynajmniej jeden pozytywny akcent w brytyjsko-unijnych rokowaniach.

W liście z 19 maja negocjator Londynu David Frost sięgnął do sformułowań, które przystają do Wielkiego Bazaru w Stambule, ale nie etykiety wysłannika Jego Królewskiej Mości.

„Propozycje Unii są warte niewiele, są niskiej jakości. Nie możemy zrozumieć, co takiego powoduje, że tylko Wielka Brytania jest wśród unijnych partnerów niegodna propozycji sprawdzonych układów o wolnym handlu. Mam nadzieję, że w nadchodzących tygodniach Unia zastanowi się nad rozwiązaniami, które pozwolą pójść do przodu" – napisał do swojego odpowiednika Michela Barnier.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia