Philip Hammond: Wielka Brytania chce pozostać jak najbliżej UE

Będziemy potrzebowali wykwalifikowanych polskich pracowników także po Brexicie – uważa najważniejszy poza premier członek rządu Wielkiej Brytanii, minister finansów Philip Hammond.

Aktualizacja: 16.04.2017 22:21 Publikacja: 16.04.2017 00:01

Philip Hammond jest ministrem finansów Wielkiej Brytanii.

Philip Hammond jest ministrem finansów Wielkiej Brytanii.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Rzeczpospolita: Przed czerwcowym referendum przeciwnicy Brexitu, do których pan też należał, wróżyli upadek brytyjskiej gospodarki, jeśli kraj postanowi wyjść z Unii. Blisko rok później nie ma żadnego kataklizmu, Królestwo znakomicie się rozwija. Do tego stopnia, że przeciwnicy integracji na kontynencie mogą powiedzieć: patrzcie, ta Unia do niczego nie jest potrzebna. Skąd taki sukces?

Philip Hammond: Nikt w Unii Europejskiej dziś nie mówi: spójrzcie na to, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, może my też powinniśmy zrobić to samo! A przecież tego najbardziej się obawiano. Nie ma sygnałów, że ktokolwiek rozważa wyjście ze Wspólnoty, to powinno uspokoić Unię. Mówiąc szczerze, Wielka Brytania zawsze zachowywała dystans do UE, nigdy emocjonalnie nie przyłączała się do agendy, pod którą podpisywały się inne państwa. Gdy zaś idzie o kondycję naszej gospodarki, jej podstawy są rzeczywiście solidne. Władze zareagowały na sytuację, jaka powstała po referendum. Została poluzowana polityka monetarna, w mniejszym stopniu także polityka fiskalna. Osłabł funt, co umożliwiło znaczący wzrost eksportu produktów przemysłowych. Mamy też duży i stabilny popyt krajowy, bo zaufanie konsumentów utrzymuje się na bardzo dobrym poziomie. Na kondycji gospodarki na razie ciąży tylko słaby poziom inwestycji przedsiębiorców. Większość z nich czuje się niepewnie, liczy na większą przejrzystość co do kształtu przyszłego porozumienia Wielkiej Brytanii z Unią. Jeśli jednak 65 milionów konsumentów nadal będzie tak wydawało jak do tej pory, biznes będzie musiał w końcu zacząć inwestować, aby zaspokoić ten popyt.

Zaniepokojeni są też polscy przedsiębiorcy, dla których Wielka Brytania jest drugim po Niemczech rynkiem eksportowym. Zastanawiają się, czy to się nie skończy, kiedy Brytyjczycy opuszczą jednolity rynek.

Wiemy, że cztery wolności jednolitego rynku są dla Unii nierozerwalne. A ponieważ brytyjski rząd musi wypełnić zobowiązania podjęte wobec wyborców i skończyć ze swobodą przemieszczania się osób, rzeczywiście nie będziemy mogli pozostać w jednolitym rynku. Ale jednocześnie będziemy starać się o nawiązanie z Unią możliwie jak najbliższych stosunków, jakie może mieć kraj trzeci. Naszym celem jest kompleksowe, wyjątkowe partnerstwo ze Wspólnotą. W jego ramach chcemy zawrzeć możliwie jak najpełniejszą umowę o wolnym handlu obejmującą nie tylko towary, ale i usługi. Chodzi o utrzymanie w możliwie jak największym stopniu dotychczasowych powiązań biznesowych. Nie chcemy barier taryfowych, trudności na granicy. Szczegóły tego wszystkiego będziemy musieli ustalić w rokowań, ale cel Wielkiej Brytanii jest jasny. Dążymy do utrzymania z Unią w pełni swobodnego handlu, choć mamy przecież poważny deficyt w wymianie ze Wspólnotą. Jeśli pojawią się jakieś ograniczenia w naszej wymianie, to w wyniku wymogów stawianych przez Unię, nie przez nas.

Skoro swoboda przemieszczania się osób między Wielką Brytanią i Unią musi się skończyć, radziłby pan Polakom nadal emigrować na Wyspy?

Tak długo jak pozostaniemy w Unii, czyli przez kolejne dwa lata, swoboda osiedlania się w Wielkiej Brytanii zostanie utrzymana, a polscy pracownicy będą u nas mile widziani. Jednak w ostatnich latach widać bardzo znaczący spadek liczby Polaków przyjeżdżających do Zjednoczonego Królestwa. To efekt wzrostu polskiej gospodarki. Mamy nawet sygnały, że kierunek przepływu pracowników między naszymi krajami zaczyna się odwracać. Gospodarki obu naszych krajów funkcjonują dziś przy niemal pełnym zatrudnieniu i potrzebują rąk do pracy, przede wszystkim wykwalifikowanych. Kiedy Wielka Brytania opuści Unię, skończy się swoboda przemieszczania się osób i zacznie obowiązywać system kontroli migracji. Ale nadal będziemy potrzebowali dużej liczby pracowników z kontynentu, aby utrzymać rozwój naszej gospodarki. Tak więc i w długim okresie polscy pracownicy z umiejętnościami, których będzie potrzebowała Wielka Brytania, nadal będą bardzo chętnie przez nas przyjmowani.

Chyba jeszcze nigdy tak wielu brytyjskich polityków nie przyjeżdżało do Polski. Premier May liczy, że Polska pomoże przekonać niektóre inne kraje Unii do dobrego potraktowania Londynu w rokowaniach na temat Brexitu? Na razie stanowisko negocjacyjne Brukseli jest raczej twarde.

Wytyczne, które przyjęła Komisja Europejska, wydają się raczej rozsądne i pragmatyczne. Oczywiście, to jest pozycja wyjściowa, spodziewamy się, że na tym etapie negocjacji w wielu punktach będzie dość twarda. Ale to jest stanowisko, które pozwala nam usiąść do stołu i rozpocząć rozsądne rokowania. Oczywiście chcemy współpracować ze wszystkimi podobnie myślącymi co my partnerami w Unii, do których Polska zdecydowanie się zalicza. Mamy bardzo bliskie stosunki dwustronne, które w znacznej mierze są zbudowane na pozytywnych emocjach, na doświadczeniach historycznych sięgających do drugiej wojny światowej. Ale łączą nas też wspólne interesy jako dwóch największych krajów UE, które nie należą do strefy euro. Mamy więc nadzieję, że będziemy blisko współpracowali z Polską, że Polska i pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej będą ważnym głosem na rzecz zachowania pragmatyzmu w tych negocjacjach. Jesteśmy głęboko przekonani, że jeśli 27 krajów Unii będzie chciało osiągnąć w tych rokowaniach' najlepszy wynik dla samej Wspólnoty, będziemy mieli porozumienie korzystne zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla Unii. Sprawy zaczną się komplikować, jeśli będzie dominować podejście ideologiczne, założenie, że Wielka Brytania musi zostać ukarana za to, iż odważyła się wyjść z Unii. Wtedy może być ciężko.

Donald Tusk, który jako przewodniczący Rady Europejskiej będzie nadzorował te negocjacje, jest takim pragmatykiem, na jakiego oczekuje się w Londynie?

Bezpośrednio rozmowy będziemy prowadzili z Michelem Barnierem, bo to Komisja Europejska jest odpowiedzialna za rokowania. Ale jest niezwykle istotne, aby Rada Europejska nadzorowała te negocjacje i aby kraje członkowskie odgrywały w nich znaczącą rolę, nadawały im strategiczny kierunek. To zadanie będzie oczywiście koordynował Donald Tusk i nam to bardzo odpowiada.

Przynajmniej w jednym obszarze interesy Wielkiej Brytanii i Polski są jednak sprzeczne: w ramach unijnej perspektywy finansowej, która kończy się w 2020 r., my chcemy otrzymać jak najwięcej dopłat, wy – jak najbardziej ograniczyć wpłaty. Jak znaleźć kompromis?

Theresa May powiedziała bardzo jasno: Wielka Brytania zawsze będzie wypełniać swoje międzynarodowe zobowiązania. Jeśli więc rzeczywiście będziemy mieli jakieś zobowiązania, wypełnimy je, podobnie jak oczekujemy, że Unia wypełni to, do czego się zobowiązała. Problem budżetu jest poważny. Wiemy, że Wielka Brytania jako drugi co do wielkości płatnik netto, wychodząc z Unii, pozostawia za sobą kłopot dla Wspólnoty. Jesteśmy gotowi rozważyć w dłuższym okresie, także po 2020 r., udział w finansowaniu tych unijnych programów, w których będziemy brali udział. Dążymy do zawarcia z Unią porozumienia o całościowym partnerstwie, w ramach którego jesteśmy gotowi współpracować w wielu obszarach. Co do naszych zobowiązań finansowych, padły bardzo poważne kwoty. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy usiedli za stołem i zaczęli rozmawiać o całym pakiecie naszych stosunków, o  warunkach wyjścia z Unii, w tym budżecie, ale także o przyszłym porozumieniu dotyczącym migracji i ochrony praw naszych obywateli w każdym z naszych krajów, warunkach handlu i współpracy w dziedzinie obrony i spraw wewnętrznych, kulturze, edukacji, nauce. To wszystko powinno tworzyć jeden pakiet. Tak to z całą pewnością postrzegają Brytyjczycy i w taki całościowy sposób ocenią, czy to, co zostało uzgodnione, będzie służyło Zjednoczonemu Królestwu.

Jeśli będzie nowe referendum w sprawie niepodległości Szkocji...

Nie będzie drugiego referendum.

Teraz nie, ale po zakończeniu negocjacji?

Może później, może w przyszłości raz jeszcze to rozważymy. Ale w tej chwili negocjujemy z Unią najlepsze z możliwych porozumień dla całej Wielkiej Brytanii. I nie chcemy, aby nas w tym rozpraszała debata w Szkocji o tym czy pozostać w Zjednoczonym Królestwie. Kiedy ustalimy warunki współpracy z UE, kiedy wejdą one w życie, Szkoci będą mogli ocenić, czy im to odpowiada. Dopiero wtedy będziemy mogli wrócić do debaty na temat referendum.

Załóżmy jednak, że Szkoci wówczas zdecydują się na wyjście ze Zjednoczonego Królestwa. Uznałby pan w takim wypadku, że warto było stawiać na Brexit?

Mówiąc szczerze, nie sądzę, aby sprawa naszego członkostwa w Unii była w tej kwestii sprawą rozstrzygającą. Szkoci podchodzą emocjonalnie do wyjścia ze Wspólnoty, bo w większości głosowali za pozostaniem w niej. Ale podobnie było z większością mieszkańców Londynu! Czynnikiem, który ostatecznie zdeterminuje stosunek Szkotów do reszty Zjednoczonego Królestwa, będzie z jednej strony stan gospodarki, a z drugiej poczucie tożsamości szkockiego narodu. My jednak mocno wierzymy, że Szkocja jest silniejsza i zamożniejsza wewnątrz Zjednoczonego Królestwa i skorzysta na porozumieniu, jakie zawrzemy z Unią.

Wielka Brytania będzie równie zdeterminowana, aby bronić interesów ludności Gibraltaru, jak 35 lat wcześniej ludności Falklandów?

Gdy idzie o Gibraltar, chodzi o możliwość wprowadzenia w życie nowego porozumienia handlowego, jakie chcemy wynegocjować z Unią. Kwestia suwerenności Gibraltaru nie będzie natomiast częścią tych negocjacji. Nie będziemy rozmawiali o suwerenności Gibraltaru bez zgody samych Gibraltarczyków! Powtarzamy to bardzo jasno i konsekwentnie. Hiszpański rząd dobrze wie, że to nie jest sprawa do negocjacji.

Tylko że Hiszpania może zawetować porozumienie między Wielką Brytanią i Unią o warunkach współpracy po Brexicie...

Może. Theresa May podjęła jednak nieodwołalne zobowiązanie wobec Gibraltarczyków, że bez ich zgody nie będziemy dyskutowali o suwerenności tego terytorium z Hiszpanią i nie zmienimy tego stanowiska. Wierzę, że hiszpański rząd jest bardzo pragmatyczny, choć wiemy, że nie porzuci historycznych pretensji do tego terytorium. Pozostałe 26 krajów UE będzie też oczekiwać, że kiedy uzgodnimy całościowe porozumienie w sprawie naszych przyszłych stosunków, Hiszpania nie postawi sprawy dwustronnej przed interesem całej Unii.

Dzielona suwerenność Hiszpanii i Wielkiej Brytanii nad Gibraltarem, o jakiej mówił poprzedni szef hiszpańskiej dyplomacji, nie jest więc na stole?

Nie jest na stole. Suwerenność Gibraltaru nie jest do dyskusji. Ale oczywiście będziemy musieli ustalić, jaki dostęp będzie miał Gibraltar do europejskiego rynku i Unia do rynku Gibraltaru.  

 

Rzeczpospolita: Przed czerwcowym referendum przeciwnicy Brexitu, do których pan też należał, wróżyli upadek brytyjskiej gospodarki, jeśli kraj postanowi wyjść z Unii. Blisko rok później nie ma żadnego kataklizmu, Królestwo znakomicie się rozwija. Do tego stopnia, że przeciwnicy integracji na kontynencie mogą powiedzieć: patrzcie, ta Unia do niczego nie jest potrzebna. Skąd taki sukces?

Philip Hammond: Nikt w Unii Europejskiej dziś nie mówi: spójrzcie na to, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, może my też powinniśmy zrobić to samo! A przecież tego najbardziej się obawiano. Nie ma sygnałów, że ktokolwiek rozważa wyjście ze Wspólnoty, to powinno uspokoić Unię. Mówiąc szczerze, Wielka Brytania zawsze zachowywała dystans do UE, nigdy emocjonalnie nie przyłączała się do agendy, pod którą podpisywały się inne państwa. Gdy zaś idzie o kondycję naszej gospodarki, jej podstawy są rzeczywiście solidne. Władze zareagowały na sytuację, jaka powstała po referendum. Została poluzowana polityka monetarna, w mniejszym stopniu także polityka fiskalna. Osłabł funt, co umożliwiło znaczący wzrost eksportu produktów przemysłowych. Mamy też duży i stabilny popyt krajowy, bo zaufanie konsumentów utrzymuje się na bardzo dobrym poziomie. Na kondycji gospodarki na razie ciąży tylko słaby poziom inwestycji przedsiębiorców. Większość z nich czuje się niepewnie, liczy na większą przejrzystość co do kształtu przyszłego porozumienia Wielkiej Brytanii z Unią. Jeśli jednak 65 milionów konsumentów nadal będzie tak wydawało jak do tej pory, biznes będzie musiał w końcu zacząć inwestować, aby zaspokoić ten popyt.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788