Kiedy ponad dziesięć lat temu giełdowy producent hydrauliki na fali mody wziął się do deweloperki mieszkaniowej i budował osiedle w krzakach przy Kanale Żerańskim w Warszawie, trudno było się nie śmiać. Dziś w tym miejscu są obecni topowi gracze. Nigdy nie wiadomo, gdzie wyrosną mieszkaniowe zagłębia.

Znakomity popyt na lokale – w ostatnich latach sprzedaż rosła w średnim tempie około 19 proc. rocznie – przy stabilnych kosztach wykonawstwa i przystępnych cenach gruntów zachęcały deweloperów do realizowania dużych, wieloetapowych przedsięwzięć.

Ale rynek się zmienił. Ziemia kosztuje krocie, firmy budowlane oczekują wyższej zapłaty. Ceny mieszkań są najwyższe od dekady i trudno powiedzieć, w którym momencie klienci powiedzą „dość". W tej sytuacji na rynku widać niechęć do gigantomanii – każdy projekt deweloperski to konieczność zaangażowania dużych pieniędzy.

To zrozumiałe, że przy braku pewności co do rozwoju sytuacji na rynku, spółki wolą nie zamrażać środków. Nieprzypadkowo więc Marvipol, twórca dużego osiedla Harmony Park w Warszawie, określa się dziś mianem deweloperskiego snajpera i celuje w kameralne (nawet na kilkadziesiąt lokali), za to bardzo dobrej jakości, wysokomarżowe inwestycje.

Rynkowe zmiany mogą skutkować poprawą jakości deweloperskich propozycji. Coraz modniejsze są inwestycje wielofunkcyjne: trochę mieszkań – w tym na wynajem, biura, handel, usługi i spajające to wszystko przestrzenie publiczne. Często stoi za tym pragmatyzm. W taki sposób łatwiej zagospodarować dużą działkę i szybciej odzyskać włożony kapitał – niż ryzykując, że jeśli popyt na mieszkania naprawdę siądzie, to deweloper zostanie z niesprzedanymi zapasami czy zabudowaną częściowo parcelą. ©?