Dobrze płatną pracę miało w nim znaleźć co najmniej 2,5–3 tys. Polaków. Amerykanom przyznano nawet na tę inwestycję subwencję rządową w wysokości 20 mln zł.

Dzisiaj amerykański bank utrzymuje, że wszystko idzie zgodnie z planem. Tymczasem według informacji „Rzeczpospolitej" realizacja tej ciekawej i bezsprzecznie potrzebnej polskiej gospodarce inwestycji napotyka poważną barierę: brak chętnych do pracy. W internecie codziennie, od miesięcy „wisi" kilkadziesiąt ofert z banku JP Morgan na różne stanowiska, zarówno niższego szczebla, jak i menedżerskie. Brakuje oficjalnych danych, jednak można szacować, że na razie w amerykańskim banku pracuje zaledwie ok. 200 osób.

Z „polskim" problemem JP Morgan mierzy się jednak aktualnie cała polska gospodarka i niemal wszystkie sektory jej przemysłu. Z najnowszych danych GUS wynika, że szybko rosnące płace (średnio 7 proc. w sierpniu rok do roku) wręcz nie nadążają za pogłębiającą się luką kadrową. Na koniec II kwartału liczba wolnych miejsc pracy wzrosła w Polsce – bagatela – o 35 proc. To zła informacja, bo trend ten mocno spowalnia wysokie tempo wzrostu gospodarczego, odbijając się coraz mocniejszą czkawką w przemyśle i podejmowanych inwestycjach. Tym bardziej dziwią sygnały o poważnych zatorach przy wydawaniu zezwoleń na pracę i wizy dla cudzoziemców spoza Unii Europejskiej.

Niestety, inwestycja JP Morgan miała otworzyć duży worek z analogicznymi projektami finansowymi nad Wisłą. Podobne centra analityczne mogłyby bowiem otworzyć w naszym kraju takie potęgi, jak amerykańskie Morgan Stanley i Bank of America Merrill Lynch, brytyjski Barclays czy francuski Societe Generale. Mało tego. W przypadku brexitu to Warszawa, a nie Frankfurt, mogłaby stać się centrum finansowym Europy. Obecnie plany budowy w Polsce „zagłębia bankowego", o którym wspominał rok temu sam ówczesny wicepremier Morawiecki, wydają się już co najmniej mocno wątpliwe.