Hasła, którymi operatorzy komórkowi starają się przyciągać klientów, mówią same za siebie. Trwa wojna. A ofiarami padają same telekomy, o czym świadczą ich wyniki finansowe. Firmy – niezależnie od branży, w której działają – walcząc o rynek, nie koncentrują się na maksymalizacji zysków, ale wykrojeniu jak największego kawałka tortu. Tak jest choćby w sektorze przewozów osobowych, gdzie ścierają się Uber, Taxify, mytaxi, czy iTaxi. Wszyscy, którzy biorą udział w tej grze zdają sobie sprawę, że czas na monetyzację wojennych łupów (czytaj wywalczonych udziałów w rynku) przyjdzie później. Tyle, że – o ile operatorzy transportowi konkurują od niedawna – o tyle owa sytuacja nieustającej zaciekłej rywalizacji między telekomami trwa już od wielu lat, czyniąc rodzimy rynek telekomunikacyjny jednym z najbardziej konkurencyjnych w Europie. Wygląda on jak jeden z tych sklepów reklamujących się szyldem: „Wszystko za 5 zł".

Dziś klient operatora komórkowego dostaje często niemal nieograniczony transfer danych, a także rozmowy, SMS i MMS bez limitu. Jedna z sieci daje atrakcyjną ofertę – 10 GB internetu – za 25 zł miesięcznie. Właśnie tego typu polityką koncerny zapędziły się w kozi róg. Bo taka strategia jest kosztowna. Jednak jej niebezpieczeństwo czyha gdzie indziej. Chodzi o przyzwyczajenie konsumentów do wielu korzyści stosunkowo niskim kosztem. Świetnie obrazują to statystyki UKE, z których wynika, że pod względem nasycenia usług internetu mobilnego Polskę w Europie wyprzedza tylko Finlandia. Miesięczny koszt usług dostępu do sieci w naszym kraju znajduje się zaś sporo poniżej unijnej średniej.

A to nie koniec problemów telekomów. Dodatkowo ich zyski obcięły ubiegłoroczne zmiany w roamingu. Wedle EY na regule „Roam Like At Home" rynek mógł stracić nawet 1 mld zł.