Klient w całej tej sytuacji jakoś sobie poradzi, bo w końcu to „nasz pan" i dla jego wygody firmy kurierskie, jeśli tylko się da, zamienia w punkty odbierania wymarzonych paczek nawet i przystanek autobusowy. Pytanie, jak poradzą sobie z tym osiedlowe sklepiki. Już dzisiaj w wielu z nich sprzedawcy upychają „pod ladą" całe worki paczek i paczuszek, odciążając w ten sposób recepcje korporacji, do których pracownicy masowo zamawiają zestawy par butów w kilku rozmiarach do zmierzenia w domu (a następnie gros z nich odsyłają tą samą drogą do magazynu). Sama dzięki internetowym zakupom w każdym kolejnym zamieszkiwanym mieszkaniu szybko wiem, gdzie mam najbliżej Pocztę, a gdzie Żabkę i jak daleko jest do najbliższej „szafy" InPosta (w której po okołoświątecznym paraliżu od najbliższego tygodnia przesyłki nie będą czekać już na odbierających 72 godziny, tylko 48).Strach pomyśleć, co stanie się, gdy Unia zwalczy geoblokady i jeszcze wzrośnie fala zakupów płynących do Polski z innych krajów członkowskich.

Eksperci handlowego rynku dawno przewidzieli, że jeszcze za naszego życia sklepy odzieżowe czy te z AGD prawdopodobnie zamienią się w salony, w których będziemy już tylko oglądać produkty, zanim zamówimy je w sieci. Bardzo ciekawe, czy w tym samym czasie lokalne spożywczaki nie zamienią się przypadkiem dla naszej wygody w magazyny kartonów, zza których trudno będzie w ogóle dostrzec sprzedawców.