Od pewnego czasu oglądamy kolejne odcinki serialu kryminalnego o mocnym zabarwieniu politycznym. Scenariusz każdego jest taki sam. Najpierw łomotanie do drzwi o świcie, potem krótki komunikat puszczony do mediów, na tyle wcześnie, by wszyscy zdążyli wysłuchać go rano w radiu: zatrzymano kolejnego byłego prezesa kluczowej państwowej spółki... I takiej przez duże „S". Człowieka z poprzedniego rozdania politycznego. Przez cały dzień mało szczegółów, przecieki do prorządowych mediów. Po południu pytanie: kto następny? W internecie wyliczanka, których jeszcze firm to dotknęło i komentarze pół żartem, pół serio, czy nie łatwiej wymienić tych byłych prezesów, z którymi prokurator się jeszcze nie spotkał?
Nie ma chętnych na państwową prezesurę. Tam straszy CBA
Zarzuty stawiane zatrzymanym często okazują się zadziwiająco słabe i niewspółmierne do zastosowanych środków. Wszystko to przy graniczącej z cudem zbieżności czasowej z niewygodnymi dla sprawujących dziś władzę wydarzeniami, które może propagandowo przykryć spektakularne zatrzymanie. Nie chcę nikogo bronić w ciemno, ale przecież szef każdej dużej firmy nadzoruje pracę setek, a nawet tysięcy pracowników, i wszystkich nie upilnuje. Tak samo jak podejmując setki decyzji, nie uniknie błędów. Dlatego w biznesie, także w sektorze państwowym, liczy się bilans dokonań: przewaga decyzji dobrych nad złymi i wynik finansowy spółki.
Ale gdy ktoś szuka na polityczne zlecenie haków, zawsze jakieś znajdzie – bardziej lub mniej wiarygodne. Prokurator może zamknąć menedżera za symboliczne ołówki. Albo za mięso, gdy w sklepach go zabraknie, jak w czasie słynnej afery za towarzysza Wiesława. Wtedy poleciały głowy – dosłownie, nie w przenośni. Teraz na szczęście takich kar w kodeksie nie ma. Działają natomiast niezależne sądy, które zweryfikują akty oskarżenia – jeśli takie w ogóle do nich trafią, a sensacja dnia nie rozmyje się w niebycie umorzenia sprawy.
Trwająca właśnie epidemia spektakularnych zatrzymań buduje wokół byłych (ale i obecnych) menedżerów spółek Skarbu Państwa atmosferę polowania na czarownice, bardzo niebezpieczną dla całej gospodarki. Kierowanie dużą firmą państwową – a te dominują w kluczowych działach, od energetyki przez paliwa po sektor finansowy – to już nie tylko ryzyko nacisków polityków i wtrącania się do zarządzania, ale niemal pewność spotkania się z prokuratorem po wymianie władzy i utracie fotela w zarządzie.