Państwo powinno dbać o to, by rodzice mogli spędzać więcej czasu z dziećmi. A przy okazji ograniczenie pracy centrów handlowych, będących własnością zagranicznego kapitału, ułatwi życie rodzimym przedsiębiorcom". Czy to uzasadnienie do przepisów ograniczających handel w niedzielę, o które walczyła w Polsce Solidarność? Nie, to głos Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej, która jako koalicjant Fideszu podobny zakaz przeforsowała na Węgrzech. Obowiązywał od wiosny 2015 r. do wiosny 2016 r. Efektem było przyspieszenie upadków małych sklepów, choć miały one na tym zakazie zyskać, bo mogły być w niedziele otwarte, i sprzeciw społeczny.
Niedzielny zakaz dobija małe sklepy spożywcze
– To zwycięstwo dla prawie miliona pracowników, którzy wreszcie mogli spędzić niedziele w domu z rodzinami, na spacerach – przekonywał szef „S" Piotr Duda 11 marca, kiedy podobne ograniczenia zaczęły obowiązywać w Polsce. Także u nas zakaz obowiązujący sklepy, za których ladą nie stoi właściciel (pomijając wiele innych wyjątków), miał pomóc rodzimym firmom, miażdżonym przez dyskonty i hipermarkety. Konsumenci jakoś przyzwyczaili się do pierwszych obostrzeń, czyli dwóch handlowych niedziel w miesiącu – w badaniach Maison & Partners przeprowadzonych na zlecenie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców takie rozwiązanie popierało 43 proc. respondentów, a przeciw było 42 proc. Ale całkowity zakaz handlu w niedzielę, który ma obowiązywać od 2020 r., spotyka się ze sprzeciwem 65 proc. Polaków.
Oczywiście nie można lekceważyć praw pracowników handlu, choć można było skorzystać z innych rozwiązań, choćby podniesienia stawek godzinowych za pracę w weekendy. Rząd pod naciskiem związkowców uległ jednak pokusie administracyjnego rozwiązania sprawy, tworząc jednocześnie ustawę pełną dziur, wyjątków i służącą... dużym sieciom. Bo te stać na intensywne promocje i przygotowanie kampanii przyciągającej do sklepów w sobotnie popołudnia. A im bardziej natężenie takich promocji rośnie, tym gorzej mają się małe sklepy, którym brakuje pieniędzy na reklamę i które nie ma możliwości negocjowania cen z hurtownikami. Sam fakt ich otwarcia w niedzielę niewiele pomaga, gdy przeciw nim jest niemal wszystko. Szacunki, że w tym roku może ich upaść 5–6 tys., jakoś jednak Solidarności nie spędzają snu z powiek. Wręcz przeciwnie, związek chce rozszerzać zakaz.
A Polacy, zamiast na spacery, i tak chodzą do sklepów, tyle że głównie do tych na stacjach benzynowych. Według cytowanego już badania przed wprowadzeniem nowych przepisów zakupy w niedziele robiło 88 proc. Polaków, po – 80 proc.