Ponad 30 mld zł – według nieoficjalnych informacji nawet na tyle wartość rynkową InPostu szacują biura maklerskie pracujące przy przygotowaniach do wejścia operatora paczkomatów na giełdę w Amsterdamie. Ta wycena może szokować inwestorów, którzy pamiętają okoliczności, w jakich spółka jeszcze nie tak dawno opuszczała warszawską giełdę.
Kiedy niespełna cztery lata temu InPost wraz z Integerem, swoim ówczesnym akcjonariuszem większościowym, znikał z giełdy, łączna kapitalizacja obu spółek wynosiła około pół mld zł. Wzywającymi do sprzedaży akcji byli wówczas Rafał Brzoska, prezes InPostu, oraz fundusz z grupy Advent International - przypomina Business Insider Polska.
Cena z wezwania przekładała się osobną wycenę InPostu sięgającą zaledwie 127 mln zł, czyli niewiele wyższą od samej kwoty pozyskanej przez spółkę w ofercie publicznej przeprowadzanej ledwie półtora roku wcześniej. Inwestorzy, którzy kupowali akcje w ofercie przed debiutem z października 2015 r., a sprzedawali je wiosną w wezwaniu, musieli pogodzić się z utratą ponad połowy zainwestowanej kwoty.
Pierwotnym źródłem problemów InPostu oraz Integera sprzed 2017 r. była nieudana próba odebrania Poczcie Polskiej monopolu na dostarczanie listów. Związane z ogromnymi odpisami wycofanie się z biznesu pocztowego nie wystarczyło, bo agresywna ekspansja zagraniczna projektu paczkomatów również się nie powiodła.
Obok restrukturyzacji zadłużenia nowi właściciele InPostu ograniczyli skalę działalności na rynkach zagranicznych i rozwinęli sieć paczkomatów w kraju. W grudniu liczba maszyn w kraju przekraczała 10 tys., co oznaczało dwuipółkrotny wzrost w ciągu nieco ponad dwóch lat. Nawiązano też współpracę z Allegro, które było zainteresowane przejęciem kontroli nad InPostem, jednak jesienią obie strony nie porozumiały się co do ceny.