Rosja: Nie ma potrzeby udzielania Białorusi pomocy wojskowej

Kreml oświadczył w środę, że obecnie nie widzi potrzeby udzielania przez Rosję wojskowej lub jakiejkolwiek innej pomocy Białorusi, gdzie od 9 sierpnia trwają protesty przeciwników Aleksandra Łukaszenki oskarżających go o fałszowanie wyborów prezydenckich.

Aktualizacja: 19.08.2020 14:51 Publikacja: 19.08.2020 13:30

Rosja: Nie ma potrzeby udzielania Białorusi pomocy wojskowej

Foto: AFP

Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, w czasie konferencji prasowej oświadczył, że sama Białoruś także nie widzi potrzeby sięgania po pomoc z Rosji.

Pieskow oskarżył przy tym "zagraniczne siły" (nie wymienił żadnego państwa) o próby mieszania się w wewnętrzne sprawy Białorusi i dodał, że takie działania są nieakceptowalne. Wcześniej podobnie o mieszaniu się innych państw w sprawy Białorusi mówił prezydent Władimir Putin w rozmowie z Angelą Merkel.

Białoruś i Rosją są członkami Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, sojuszu wojskowego łączącego Rosję z kilkoma państwami, które w przeszłości tworzyły Wspólnotę Niepodległych Państw.

Pieskow pytany o ewentualną pomoc wojskową, jaką Rosja mogłaby udzielić Białorusi w związku z niepokojami wewnętrznymi w tym kraju, odparł, że jest prawdą iż obie strony są zobowiązane - na podstawie wiążących je umów - do wzajemnej pomocy. - Ale obecnie nie ma takiej potrzeby - dodał.

- Białoruskie przywództwo także nie widzi takiej potrzeby - podkreślił.

Pieskow ocenił, że obecna sytuacja na Białorusi to wewnętrzna sprawa tego kraju, a wyjście z niej muszą znaleźć sami Białorusini.

W niedzielę 9 sierpnia wieczorem w Mińsku, Grodnie i w innych miastach Białorusi (łącznie w ok. 30) doszło do protestów po tym jak ogłoszono wyniki badań exit poll po przeprowadzonych wyborach prezydenckich. Wyniki te wskazywały, że wybory prezydenckie z poparciem blisko 80 proc. wyborców wygrał ubiegający się o szóstą kadencję na stanowisku prezydenta Aleksandr Łukaszenko. Oficjalne wyniki wyborów podane przez białoruską CKW w poniedziałek rano dały Łukaszence jeszcze większą przewagę - według tych wyników uzyskał w wyborach 80,23 proc. głosów.

Cichanouska, nie uznała wyników wyborów i ogłosiła, że w rzeczywistości to ona jest zwyciężczynią, a wybory zostały sfałszowane. Następnie poinformowała o złożeniu protestu wyborczego.

W poniedziałek wieczorem w Mińsku znów doszło do starć, w których - co potwierdziło białoruskie MSW - zginął jeden z protestujących. W kolejnych dniach liczba ofiar protestów zwiększyła się do dwóch.

We wtorek szef MSZ Litwy podał informację, że Cichanouska znajduje się na Litwie. W opublikowanym następnie przez byłą kandydatkę na prezydenta oświadczeniu wideo stwierdziła ona, że choć sądziła, iż kampania wyborcza ją zahartowała, ale - jak się okazało - nadal pozostała słabą kobietą. - To, co się dzieje, nie warte jest ludzkiego życia. Dzieci są najważniejsze - podkreśliła.

We wtorek wieczorem w Mińsku doszło do kolejnych protestów. Rosyjska agencja TASS poinformowała o rozbiciu przez OMON demonstracji w Mińsku.

W środę MSW Białorusi poinformowało o użyciu przeciwko demonstrantom broni palnej.

Od środy pojawiają się informacje o strajkach w białoruskich przedsiębiorstwach. Z kolei w czwartek władze zaczęły wypuszczać z aresztów uczestników protestów.

W piątek białoruska CKW ogłosiła oficjalne wyniki wyborów - Łukaszenko miał w nich otrzymać 80,1 proc. głosów. Tego samego dnia Cichanouska wezwała w umieszczonym w internecie apelu do ponownego przeliczenia oddanych w wyborach głosów i wezwała Białorusinów, by podpisywali internetową petycję w tej sprawie. Cichanouska wezwała też burmistrzów białoruskich miast do organizowania w weekend pokojowych demonstracji. Tego samego dnia rywalka Łukaszenki powołała radę Koordynacyjna, która ma zjednoczyć wszystkie siły polityczne i społeczne w kraju.

W piątek wieczorem przed budynkiem białoruskiego parlamentu demonstrowało około 5 tysięcy ludzi. Od siedziby władzy dzieliło ich zaledwie 20 funkcjonariuszy OMON, którzy stali spokojnie z opuszczonymi tarczami. Do demonstracji doszło też w Grodnie, a w Lidzie do demonstrujących mieli dołączyć milicjanci.

W niedzielę w Mińsku w pokojowym, antyrządowym proteście, miało wziąć udział nawet 200 tysięcy osób. Była to największa demonstracja w historii niepodległej Białorusi.

W poniedziałek Łukaszenko wykluczył możliwość przeprowadzenia ponownych wyborów stwierdzając, na spotkaniu z robotnikami w Mińsku, że dojdzie do nich tylko "jeśli go zabiją". Wyraził jednak gotowość rozmów na temat podzielenia się władzą, mówił też o zmianie konstytucji. Nieco później przyznał, że w przypadku przyjęcia nowej konstytucji możliwe będzie przeprowadzenie nowych wyborów.

Rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow, w czasie konferencji prasowej oświadczył, że sama Białoruś także nie widzi potrzeby sięgania po pomoc z Rosji.

Pieskow oskarżył przy tym "zagraniczne siły" (nie wymienił żadnego państwa) o próby mieszania się w wewnętrzne sprawy Białorusi i dodał, że takie działania są nieakceptowalne. Wcześniej podobnie o mieszaniu się innych państw w sprawy Białorusi mówił prezydent Władimir Putin w rozmowie z Angelą Merkel.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 803
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 801
Świat
Chciał zaprotestować przeciwko wojnie. Skazano go na 15 lat więzienia
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 800
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 799