Mimo systematycznego wzrostu skali działania polski sektor bankowy zmniejsza liczbę placówek i pracowników. Banki mają jednak ku temu poważne przesłanki.

W latach 2011–2017 aktywa sektora rosły średniorocznie po 7,5 proc. rocznie, głównie za sprawą puchnącego portfela kredytów. Towarzyszyło temu zmniejszanie liczby oddziałów. Od początku 2013 r. do końca 2017 r. ubyło łącznie blisko 2,1 tys. placówek (oddziałów, filii i przedstawicielstw), czyli o 13,4 proc. (średnio o 2,7 proc. rocznie). Tylko w pierwszym półroczu tego roku zamknięto kolejnych 91 placówek i obecnie jest ich 13,28 tys.

Bezpośrednim skutkiem redukcji sieci oddziałów jest spadek zatrudnienia (z danych KNF wynika, że nieco ponad połowa pracowników banków zatrudniona jest w oddziałach, pozostała część w centralach). Przez pięć lat liczba zatrudnionych w sektorze spadła o ponad 10,1 tys., czyli o prawie 6 proc., do obecnych 164,95 tys. To dość niewielkie tempo, bo etatów ubywało po 1 proc. rocznie, ale prawdziwy obraz daje zmiana zatrudnienia w oddziałach. Od 2013 r. do 2017 r. spadło ono o 16,7 tys., czyli o 16,3 proc. (o 3,3 proc. średniorocznie). Widać więc wyraźnie, że mocne cięcie w oddziałach jest częściowo neutralizowane wzrostem zatrudnienia w centralach.

Głównym powodem zamykania oddziałów jest zmiana nawyków klientów napędzana cyfryzacją i rozwojem bankowości elektronicznej. Do tego dochodzi konsolidacja – banki łączą się ze sobą, więc zamykają dublujące się oddziały. Zamykają placówki także z powodu spadającej rentowności – szukają oszczędności.

Więcej czytaj w „Parkiecie"